wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział 1 - Pierwsze spotkanie

         Pewnego dnia z ponurymi myślami wstałam rano i poszłam do łazienki umyć się. Potem ubrałam i poszłam na śniadanie. Jedliśmy jajecznicę ze szczypiorkiem popijając herbatą, gdyż był piątek. Śniadanie było pyszne, ale nastrój wciąż miałam ponury. Spojrzałam na krajobraz za oknem. Na dworze był słoneczny, ciepły letni poranek. Nie było mi jednak do śmiechu, gdyż nigdy nie lubiłam lata. Zawsze było tak... gorąco i nudno. Mam, co prawda w wakacje imieniny, ale to nie to samo, co mieć zmarnowane dzieciństwo i być rozpieszczonym bachorem, jak to mówi moja siostra, Agata i nie odpowiedzialny jak mówi mój brat Maciek i tata. Prawie całe życie byłam chora na padaczkę i całe życie jestem pod opieką nie tylko rodziców, ale też przeróżnych lekarzy. Dziś mam 30 lat. Boję się, że oni wszyscy umrą i będę musiała być "na pastwie losu" trójki rodzeństwa (mam jeszcze drugiego starszego brata Łukasza). Chciałabym gdzieś się wyrwać. Zostawić to i mieć wszystkich gdzieś, ale... nie mogę... Bardzo bym chciała mieć młodszą siostrę, ale moi rodzice są za starzy na kolejne dziecko.
         Nie mogąc wytrzymać tego natłoku myśli skończyłam posiłek i powiedziałam do mamy:
- Wychodzę. - i wyszłam. Skierowałam się na polankę koło cmentarza, gdzie zawsze mogłam poukładać myśli i zapomnieć o bożym świecie. Idąc tak nie zdawałam sobie sprawy, że za chwilę ktoś zmieni moje życie i nastawiane do świata oraz bliskich.
         Szłam sobie ścieżką w kierunku małego lasku przez pobliskie łąki podśpiewując pod nosem piosenkę:

"Czerwone róże są"

Byłam tak zajęta piosenką, że nie zauważyłam zbierających się ciemnych chmur na niebie. Dopiero, gdy zrobiło się jeszcze ciemniej spostrzegłam, że atmosfera wokół mnie staje się bardziej ponura. Niespodziewanie zawiał zimny wiatr. Z każdym moim krokiem wiało coraz mocniej. W pewnym momencie poczułam chłód. Zmarzłam. Miałam ma sobie tylko krótką i ciekną do kolan sukienkę na ramiączka i klapki.
- Co się dzieje? - spytałam sama siebie próbując się rozgrzać pocierając dłońmi ramiona i rozglądając się dookoła. Po jakimś czasie zaczęło się rozpogadzać, a wiatr przestał wiać, ale wciąż mi było zimno. Pojawiło się słońce na niebie, a jego promienie wyszły zza chmur. Owe promienie padały na mnie, a potem przeniosły się na polankę przede mną. Nagle pojawiło się jasne oślepiające światło, które z każdą sekundą powiększało się. Po kilku chwilach kilka metrów przede mną unosiła się jasna kula światła, w której wnętrzu zaczęła się formować postać przepięknej kobiety. Włosy miała tak jasne, że prawie białe. Falowały wokół jej twarzy pomimo braku wiatru. Oczy miała koloru laguny. Ubranie, a raczej szata była chyba z lnu. Były one koloru Ecru (czyt. Ekri).


Na głowie kobiety był śliczny drobny i złoty diadem uformowany z pąków róż.


Zauważyłam na jej ramieniu uformowany również z różyczek, był złoty sierp księżyca a wokół niego ośmioramienna błękitna gwiazda.



Kobieta patrzyła na mnie łagodnym wzrokiem, a ja na nią, ale z mieszaniną leku, zachwytu, podziwu i zaskoczenia. Chwilę milczałyśmy. Ulżyło mi, gdy to ona pierwsza przemówiła:
- Witaj, Magdaleno. - jej piękny melancholijny głos aż mnie wzruszył. Oniemiałam. Po chwili spytałam lekko się jąkając...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz