sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 4 - Przydział i rozmowa

          Po jakimś czasie znaleźliśmy się w środku. Hagrid zaprowadził nas na parter. Na szczycie schodów, na przeciw drzwi Wielkiej Sali stała Minerwa McGonagall ze swoją srogą miną i ciasnym kokiem na czubku głowy.
- Dziękuję ci, Hagridzie. Ja ich przejmuję... - mężczyzna wyszedł, a kobieta zaczęła swoją przemowę. - ...Witajcie w zamku Hogwart... - itd. Gdy skończyła powiedziała na koniec: - ...Zaczekajcie tutaj zaraz wracam. - i wyszła.
- Alina, czy wszystko z tobą w porządku? - spytała Hermiona, gdy kobieta zniknęła za drzwiami. Spojrzałam na nią. W jej oczach było widać zaniepokojenie i troska. Patrzyłam prosto w nie. Zdawało mi się, że umiałam Legilimencję*. Widziałam tam wspomnienia z całego jej życia. Byłam też i ja oraz jej rodzicie i moi niby rodzice. Penetrowanie jej umysłu* zajęło mi kilka chwil, a właściwie, dopóki nie zrobiło się zamieszanie obok nas, czyli około minuty. Jednak i tak nie udało mi się skończyć, gdyż zaraz po wyjściu McGonagall odezwał się blond włosy arystokrata patrząc nie na mnie, ale na Harry'ego.
- Więc to prawda? W pociągu mówili, że Harry Potter zaszczycił Hogwart. Więc to ty, tak? - spytał. Szepty wśród uczniów. Spojrzałam wraz z Hermioną na trzech chłopców obok nas.
- Tak, to ja. - odpowiedział Harry. Blond włosy chłopak zbliżył się do niego i powiedział. - ...Nazywam się Malfoy. Draco Malfoy... - przedstawił się. Ron parsknął. Malfoy spojrzał na niego. - ...Śmieszy Cię moje imię, tak? W każdym razie ty nie musisz się przedstawiać. Ojciec mówił mi, że wszyscy Weasley'owie są rudzi, piegowaci i mają więcej dzieci niż ich na to stać... - Zwrócił się ponownie do Harry'ego. - ...Wkrótce się przekonasz, Potter, że pewne rodziny czarodziejów są o niebo lepsze od innych. Nie warto się zadawać z tymi gorszymi... - spojrzał na Rona. - ...Mogę ci w tym pomóc. - wyciągnął ku niemu rękę, ale Harry jej nie uścisnął.
- Dzięki, ale chyba sam potrafię ocenić, kto jest gorszy. - powiedział chłodno. Teraz ja się wtrąciłam podziawszy:
- Spadaj, Malfoy... - Chłopak spojrzał na mnie, ale ja nie patrzyłam na niego. I zanim się odezwał pewnie chcąc spytać kim jestem, powiedziałam, wciąż nie zaszczycając go spojrzeniem. - ...Nie mamy zamiaru zadawać się ze Ślizgońskimi idiotami od siedmiu boleści... - wszyscy się zaśmiali, prócz tych, co będą Ślizgonami**. - ...Słyszałeś co powiedział Harry: Sam oceni kto jest godzien zaufania, a kto jest dupkiem, który był rozpieszczany i wychowany na arystokratę. Wmawiano mu, że to, co jest złe - jest dobre, a to, co dobre - jest złe. Więc jeśli uważasz, że tak jest naprawdę... - tym razem spojrzałam na Malfoy'a, a w moich oczach czaiły się iskierki złości. - ...to się od niego i jego przyjaciół odczep. Lecz jeśli chcesz być taki jak ojciec... - tu podeszłam do niego i patrzyłam w jego szare oczy z nienawiścią. - ...I taki jak Lord Voldemort, który rozdaje swoją pieczątkę i na wszystko ślepy jak dementor oraz być dupkiem od siedmiu boleści to się odwal od nas... - powiedziałam z jadem w głosie, po czym dodałam łagodniej. - ...Jednak jeśli chcesz prawdziwej przyjaźni na dobre i na złe, to proszę... - tu uśmiechnęłam się lekko i wskazałam na Harry'ego, Rona i Hermionę oraz innych przyszłych Gryfonów, Puchonów i Krukonów. - ...dołącz do nas, lecz jeśli nie, to idź do tych swoich bezmózgich goryli, swego ojczulka i Voldka, a także do diabła. - oświadczyłam równie chłodno co Harry. Czekałam chwilę, ale ten milczał, więc podeszłam do Hermiony. Malfoy zaczerwienił się, ale zanim zdołał coś odpowiedzieć wróciła McGonagall. Dała chłopakowi sygnał, by wrócił do szeregu, po czym powiedziała:
- Za mną. - i zaprowadziła nas do Wielkiej Sali. Szłam razem z resztą pierwszorocznych między dwoma stołami aż do podium. Przy stole prezydialnym siedzieli nauczyciele, w tym Dumbledore.
- Witam wszystkich... - zaczął dyrektor, gdy tylko się ustawiliśmy przy podium. - ...Chcę przypomnieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony. Magia na korytarzach także. Lista zakazanych przedmiotów jest w biurze pana Filcha. Dziękuję. - oświadczył, po czym usiadł. McGonagall położyła Tiarę Przydziału na stołku o czterech nogach, a ona zaśpiewała swoją piosenkę:

Może i nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał cały,
Tak mądrej nie znajdziesz Tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie nosić panamy,
Lecz jam jest Tiara Losu,
Co jeszcze nie jest zbadany.
Choćbyś swą głowę schował
Pod pachę albo w piasek,
I tak poznam kim jesteś,
Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało, dzielna młodzieży,
Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam zaraz powiem,
Gdzie odtąd zamieszkacie.
Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota?
A może w Hufflepuffie,
Gdzie sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwartu są chwałą?
A może w Ravenclawie
Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie lampa wiedzy,
Tam mędrcem będziesz snadnie.
A jeśli chcecie zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin,
Gdzie cenią sobie fortele.
Więc bez lęku do dzieła!
Na głowy mnie wkładajcie,
Jam jest myśląca Tiara,
Los wam wyznaczę na starcie!

Gdy Tiara przestała śpiewać profesorka wzięła jej koniec w rękę i oświadczyła:
- Gdy wyczytam nazwisko i imię dana osoba siada na stołku, a ja mu włożę na głowę Tiarę Przydziału, która wyznaczy wam wasze domy. Abbott, Hanna! - wyszła dziewczyna o drobnych lokach i usiadła. Po paru chwilach zawołała:
- Hufflepuff! - Hanna usiadła przy stole Puchonów.
          Przez kilka minut pierwszoroczni byli przydzielani do jednego z czterech domów, do którego najbardziej się nadawał***. W końcu nadeszła kolej na na Hermionę.
- Granger, Hermiona! - zawołała. Wiedziałam co Tiara mówi do "mojej siostry stryjecznej". Po chwili oświadczyła głośno:
- Gryffindor! - Hermiona usiadła przy stole Gryfonów.
          Mijał czas, a ja wciąż stałam wśród pierwszorocznych jeszcze nie przydzielona aż w końcu:
- Peterson, Alianna! - zawołała profesorka.
- Alina, teraz ty. - odezwał się Ron.
- Co? - spytałam głupio rozglądając się dookoła.
- Teraz twoja kolej. - powiedział Harry. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam, że profesor McGonagall czeka na mnie z wyciągniętą do góry Tiarą. Lekko zdenerwowana i na trzęsących się nogach weszłam na podium. Zanim usiadłam na stołku, zobaczyłam zmartwioną twarz Hermiony.
- Och, Alianna! Ty się tak nie nazywasz. Masz na imię Magdalena. Nie jesteś stąd. Pochodzisz z innego wymiaru. Przybyłaś zmienić coś? - spytała Tiara.
- Tak. Chcę wszystkich ostrzec przed zagrożeniem ze strony Toma Marvolo Riddle'a. Proszę cię byś mnie przydzieliła do Gryffindoru. Chcę pomóc Harry'emu i jego przyjaciołom w nadchodzącej wojnie przeciw niemu. On powróci, wiem o tym. - poprosiłam. Kapelusz chwilę myślał, aż w końcu powiedział:
- Gryffindor! - uśmiechnięta od ucha do ucha usiadłam przy Hermionie. Obserwowałam resztę Ceremonii. Przyglądałam się nieprzydzielonym jeszcze pierwszorocznym. Wśród nich zobaczyłam Harry'ego, Rona i Dracona. Wiedziałam jaki jest Draco. Chamskim i aroganckim draniem. Postanowiłam na niego uważać, ale też traktować inaczej niż innych Ślizgonów. Pewnym pocieszeniem było to, że dostał się właśnie do Slytherinu.
          Po jakimś czasie przyszła kolej na Harry'ego. Wiedziałam, co mówi Tiara do Wybrańca.
- Nie daj się, Harry. - szepnęłam patrząc na niego. Hermiona popatrzyła na mnie.
- Znasz go? - spytała. Zanim zdołałam się powstrzymać oświadczyłam:
- Lepiej niż myślisz, Hermi****. Znam jego największe pragnienia. Chce on poznać rodziców, pomimo, że nie żyją... - wyjaśniłam. - ...Znam jego lęki i obawy. Nie może się pogodzić z myślą, że wszyscy poświęcają życie za niego, jak na przykład rodzice. Następną będzie pewien starszy Puchon, potem jego ojciec chrzestny i przyjaciel jego rodziców, potem dyrektor, a na koniec reszta przyjaciół rodziców Harry'ego. Gdy stanie przed boginem przybierze on postać dementora. Inaczej mówiąc boi się samego strachu, a to bardzo mądre. Zanim tu trafił nie miał żadnych przyjaciół. Jego wujostwo traktowało go gorzej niż psa, czy trędowatego. Petunia Dursley, jego ciotka, starsza siostra jego matki, Lily Potter, traktowała go jak darmową pomoc domową. Jednak najważniejsze jest to, że go chroniła poprzez wspólną krew jego matki. I będzie chronić póki nie skończy 17 lat, lub nie pożegna się z nimi na stałe i do nich nie wróci. Wtedy zaklęcie, które rzucił Dumbledore na niego przestanie działać. Ta ochrona jest przeciw Voldemortowi, by go nie skrzywdził będąc u wujostwa. - Hermiona gapiła się na mnie przerażona.
- Skąd... skąd ty, to wszystko wiesz?? - spytała. Zamrugałam oczami i dopiero, gdy Harry usiadł przy stole zdałam sobie sprawę, że za dużo powiedziałam. - "O, cholera!..." - zawołałam w myślach z przerażeniem na twarzy. Nie odzywałam się do końca uczty. Nawet nie spojrzałam na nikogo. - "...Co robić? Co robić? Za dużo powiedziałam i to, w dodatku w nie odpowiednim czasie, w nieodpowiednim miejscu i nie odpowiedniej osobie!..." - panikowałam. - "...Jeśli Hermiona go ostrzeże... Muszę uważać. Nie dać po sobie poznać, że wszystko wiem, że wiem, co się wydarzy w ciągu najbliższych siedmiu lat!" - Nagle usłyszałam głos Percy'ego Weasley’a.
- Pierwszoroczni! Pierwszoroczni proszę za mną! - zawołał. Wymienieni wstali. Skierowaliśmy się do schodów jak to powiedział Percy-Prefekt: najkrótszą drogą do wieży Gryfonów. Z tego co pamiętałam pięter było z osiem, w tym Wieża Astronomiczna i pokój profesor Sybilli Trelawney, nauczycielki Wróżbiarstwa. Wchodziliśmy aż na siódme piętro, gdzie mieścił się Pokój Wspólny Gryfonów. Gdy byliśmy na trzecim piętrze spojrzałam na drzwi, za którymi był Puszek. Trójgłowy pies należący do Hagrida. Tylko ja jedna ze wszystkich uczniów (tu zaznaczam UCZNIÓW) i nauczycieli Hogwartu wiedziałam o tym. W końcu stanęliśmy przed portretem Grubej Damy.
- Hasło? - zapytała. Zanim Prefekt zdołał coś powiedzieć ja oświadczyłam:
- Caput Draconis. - wszyscy spojrzeli na mnie, a szczególnie Percy.
- Skąd wiesz jakie jest hasło? - spytał. Spojrzałam na niego. Pomyślałam przez chwilę, a potem odparłam:
- Druga Prefekt Gryffindoru mówiła reszcie Gryfonów jakie jest hasło. Usłyszałam przypadkiem jak ono brzmi. - odpowiedziałam wchodząc pierwsza do Pokoju unikając wzroku. Reszta też weszła tuż za mną. Percy powiedział gdzie, co jest. Potem poszliśmy do swoich dormitoriów.
          Po kilku minutach Hermiona spytała:
- Powiedz prawdę, skąd ty to wszystko wiesz? Jakoś nie wierzę, że usłyszałaś hasło od drugiego Prefekta i te informacje o Potterze. - oświadczyła. Nie odpowiedziałam. Dopiero, gdy reszta dziewczyn zasnęła odezwałam się:
- Hermiono? - szepnęłam.
- Tak? - spytała sennie.
- Gdybym ci powiedziała, że pochodzę z innego wymiaru i to, że nie jestem twoją siostrą stryjeczną uwierzyła byś? - spytałam. Usłyszałam ruch od jej strony.
- Czyś ty zgłupiała? To przecież jasne, że jesteś moją kuzynką! Nie uwierzę w coś takiego. - odparła zdenerwowana. Westchnęłam i znowu zadałam pytanie:
- A uwierzyłabyś, gdybym powiedziała, że znam losy wszystkich hogwarczyków, ich rodzin oraz całego społeczeństwa czarodziejów, a nawet przeznaczenie Harry'ego Pottera i Lorda Voldemorta? - Dziewczyna milczała. Po chwili wstała i podeszła do mojego łóżka. Odsunęła kotary, po czym spytała:
- Mówisz... mówisz poważnie? Znasz przyszłość? - spytała z przerażeniem w głosie. Spojrzałam na nią swoimi niebieskimi oczami. Jej brązowe oczy wyrażały ciekawość i przerażenie.
- Tak. - odparłam.
- Powiesz mi? - poprosiła. Popatrzyłam na nią.
- A nikomu nie powiesz? - spytałam.
- Nie. - odpowiedziała.
- Przysięgnij. - Hermiona patrzyła na mnie zaskoczona.
- Dobrze.
- Chodź, porozmawiamy, gdzie indziej. - zaprowadziłam dziewczynę do Pokoju Wspólnego. Gdy usiadłyśmy w fotelach ta od razu zaczęła:
- Powiesz mi, co wiesz. - poprosiła.
- Zanim ci odpowiem rzucę pewne zaklęcie. - powiedziałam wyjmując różdżkę.
- Jak to? Masz dopiero jedenaście lat i nie umiesz rzucać jakichkolwiek zaklęć. - powiedziała zaskoczona. Popatrzyłam na nią trochę zbita z tropu. Miała rację, ale musiałam coś zrobić, by zachować moją tajemnicę w sekrecie, nawet przed samym Albusem Dumbledore'em, a tym bardziej przed Riddlem. Postanowiłam, że powiem tylko kilku osobom, ale w odpowiednim czasie.
- Wiesz mi, że umiem rzucać zaklęcia. I to więcej niż myślisz. - odpowiedziałam.
- Jak? Przecież... - urwała, bo powiedziałam:
- Znając przyszłość znam też zaklęcia, które widziałam w swoich wizjach. Więc rzucę na ciebie zaklęcia zaprzysiężenia*****. Polega ono na tym, że twoja dusza zostaje zamknięta w tajemnicy, którą jest moją tajemnicą. To coś jak połączenie zaklęcia Fideliusa i Przysięgi Wieczystej, ale bez skutków ubocznych. Jak na przykład śmierć. Nie umrzesz tylko dostaniesz informacje od swojej duszy, że nie powinnaś danej sprawy mówić komuś, kto nie jest do tego upoważniony. - wyjaśniłam.
- Dalej nie rozumiem. - powiedziała Hermiona. Westchnęłam.
- Mówię tylko, że jeśli nie rzuciłabym zaklęcia na przykład na Harry'ego to nie będziesz mogła tego nawet wykrztusić, bo twoja dusza ci na to nie pozwoli, jakby brakowałby ci słowa... - wyjaśniłam, po czym spytałam: - ...Jesteś gotowa? - Ta tylko kiwnęła głową. Machnęłam różdżką nad głową Hermiony mrucząc formułkę zaklęcia. Po chwili pojawiła się mgiełka, która uniosła się nad jej głową i otuliła jej całe ciało. Dziewczyna zamknęła oczy, by po chwili otworzyć je.
- Rany. - wyrwało się jej.
- Teraz możemy rozmawiać o tym tylko między sobą. Jeśli zechcę lub ty sobie tego zażyczysz mogę rzucić to samo zaklęcie na inną osobę. Jednak wolałabym by tylko najbardziej zaufane osoby o tym wiedzieli. - odparłam.
- Rozumiem. Na razie rozmawiajmy o tym tylko my we dwie. - powiedziała. Uśmiechnęłam się do niej.
- Więc, co konkretnie chcesz wiedzieć? - spytałam.
- No na przykład co wydarzy się w szkole? - spytała.
- Cóż, w szkole w ciągu najbliższych siedmiu lat odbędą się dwie bitwy, w tym jedna ostateczna. Jedna na naszym szóstym, a druga na siódmym roku... - wyjaśniłam. Hermionę zatkało. - ...Czytałaś pewnie o Komnacie Tajemnic?... - Hermiona kiwnęła głową. - ...Zostanie ona otworzona za rok w Noc Duchów. Po kolejny roku, czyli na trzecim zostanie ogłoszone w gazetach, że zbiegły morderca skazany na dożywocie ucieknie jako pierwszy w historii z Azkabanu. Wszyscy będą myśleć, że poluje on na Harry'ego, ale to nie prawda. Będzie on polować na inną osobę. Nie powiem ci na kogo, sami musicie się o tym dowiedzieć, jednak wiedz, że ta osoba jest bardzo blisko was i się ukrywa. Musicie uważać co mówicie. Na czwartym Voldemort odzyska ciało dzięki trzem potężnym składnikom: kościom ojca, ciału sługi i krwi wroga. Harry dowie się w piątej klasie czemu on chciał go zabić, gdy miał rok. Co tam jeszcze?... - zastanawiałam się na głos. - ...Ach, no tak! Harry będzie na szóstym roku dobry w eliksirach i dowie się czegoś więcej o swoim największym wrogu. Lecz na siódmy rok nie wróci do Hogwartu. Za to w tym roku z Ronem uratują ci życie. Proszę cię byś się z nimi zaprzyjaźniła, ale dopiero w odpowiednim czasie. Powiem ci kiedy... - uśmiechnęłam się widząc jej minę. - ...To prawda, Hermiono. Więcej ci nie powiem, bo nie mogę zmieniać biegu wydarzeń. Mogę jedynie was naprowadzać, ale nie mówić prosto z mostu, tych najważniejszych informacji. Rozumiesz?... - wyjaśniłam. Hermiona patrzyła na mnie zszokowana. - ...Chodźmy spać. Od jutra czekając lekcje.
- Dobrze. - odparła i poszłyśmy na górę.


_____________________________________
* Penetracja umysłu jest bardziej znana pod nazwą Legilimencja. Umiejętność z dziedziny czarnej magii. Jest to wydobywanie uczuć i wspomnień z drugiej osoby.
** Każdy uczeń chodzący do Hogwartu ma swoją nazwę od momentu przydziału. Uczniowie z Gryffindoru nazywają się Gryfonami, z Hufflepuffu Puchonami, z Ravenclawu Krukonami, a ze Slytherinu Ślizgonami.
***  W Hogwarcie są cztery domy. Każdy z nich ma swoje cechy. Gryffindor: odwaga i szlachetność. Hufflepuff: szczerość i uczciwość. Ravenclaw: bystrość i rozwaga. Slytherin: przebiegłość i spryt.

wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 3 - Siostra czy aktorka?

         Obudziło mnie uczucie czyjejś obecności. Ktoś szturchał mnie lekko ręką i coś mówił. Nie rozumiałam go i nie rozpoznałam. Po kilku chwilach zdałam sobie sprawę, że leżę na jakimś twardym gruncie. Jęknęłam cicho. Wiedziałam jedno: Żyłam.
- Jeszcze chwilę, mamo. - wymruczałam.
- Ala, obudź się. - rozległ się czyjś dziwnie znajomy głos. Otworzyłam senne oczy i spojrzałam w górę. Nad sobą zobaczyłam...
- Emma? - spytałam z niedowierzaniem. Dziewczyna spojrzała zaskoczona na mnie.
- Nie jestem Emma. Nie poznajesz własnej siostry stryjecznej? - odparła wyżej wymieniona. Patrzyłam na nią wciąż zdezorientowana.
- Siostry stryjecznej...? Jak to? Ja tego... ja... - Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Byłam polką, a mówiłam po ANGIELSKU! Elyon wspomniała, że będę mieć umiejętności dorosłego czarodzieja, ale żebym znała obcy język, którego nie umiałam się nauczyć od podstawówki? To wprost niewiarygodne! Usiadłam nagle i rozejrzałam się dookoła. Wokół mnie stało mnóstwo młodych osób patrzących na mnie zaniepokojeni. Nie wiedziałam co się dzieje. Widziałam tu tyle dziwnie znajomych mi twarzy. Nad nimi górował olbrzymi mężczyzna. Rozpoznałam go. To był Rubeus Hagrid. Strażnik Kluczy i gajowy w Hogwarcie, a na trzecim roku nauczyciel Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Dopiero teraz zdałam sobie jeszcze z czegoś sprawę. Jest to przecież świat magii, a nie realny, w którym dotychczas żyłam. Do "Emmy" zwróciłam się po innym imieniu. Aktorka, która grała Hermionę nazywała się Emma Watson. - "Muszę się pilnować i nie palnąć zbyt szybko, że jestem z rzeczywistego świata. Z tego co widzę, oznacza to, że jestem w świecie Harry'ego Pottera, a ta dziewczyna to Hermiona" - pomyślałam wpatrując się w nią. - ...Chwileczkę, czy ja jestem przypadkiem na peronie w Hogsmeade? - spytałam. Wszyscy popatrzyli na mnie zdumieni. Nagle zobaczyłam ciemne włosy, zielone oczy i okrągłe okulary. - ...O, kurde!... - wydyszałam dość głośno widząc Harry'ego Pottera. Serce mi zaczęło bić szybko w piersi, a ciśnienie podskoczyło z osiemdziesięciu do dwustu. Kątem oka zauważyłam zdenerwowaną twarz Hermiony. Wstałam powoli i spytałam: - ...Co się tak właściwie stało? - zapytałam jak gdyby nigdy nic otrzepując się z kurzu. Spostrzegłam na sobie czarną szatę szkolną z herbem Hogwartu po lewej stronie.
- No, gdy wyszłaś z pociągu upadłaś i straciłaś przytomność. - odpowiedział ktoś.
- Ile byłam nieprzytomna? - spytałam osoby stojącej najbliżej mnie jaką była Pansy Parkinson.
- Około dwóch minut. - odparła zapytana.
- Dobrze się czujesz? - spytała blond włosa dziewczyna o drobnych lokach. Była to Susan Bouns. Obok niej stał Ernie Macmillan. Popatrzyłam na zgromadzonych i przyjrzałam się im dokładniej. Rozpoznałam wiele osób. Min. Lavender Brown, Rona Weasley'a, Deana Thomasa, Seamusa Fininigana, Neville'a Longbottoma, bliźniaczki Patil i wiele, wiele innych osób z klasy Harry'ego w tym Gregory'ego Goyle'a i Vincenta Crabbe'a. Obok nich stał Draco Malfoy.
- Tak. Już mi lepiej. - odpowiedziałam. Hagrid najwyraźniej uspokojony moim dobrym stanem oświadczył:
- Jeśli nic nie jest panience to niech wszyscy pójdą za mną. - Tak więc poszliśmy w kierunku jeziora. Po drodze starałam się przyzwyczaić do myśli, że jestem teraz kimś innym niż poprzednio i musiałam się też przyzwyczajać do mojego nowego imienia i nazwiska. Najwyraźniej, gdy Hermiona powiedziała do mnie per "Ala" to przypomniało mi się, że rozmawiając z Elyon powiedziałam jak chcę się nazywać. Od teraz nazywam się Alianna Nancy Peterson i jestem kuzynką Hermiony ze strony jej taty. Muszę się tylko dowiedzieć co robiłam przez te jedenaście lat.
         Gdy weszliśmy do czteroosobowych łódek spojrzałam w jezioro i na odbicie w nim. Byłam niczego sobie, nawet ładna i miałam mój ulubiony kolor włosów. Kasztanowy.


W przeciwieństwie do Hermiony, która miała ciemno brązowe, ale swoich oczu nie mogłam zobaczyć w tej ciemności, więc spytałam najbliżej siedzącą osobę w łódce jaką była Susan:
- Przepraszam, jakiego koloru mam oczy? - zwróciłam się do niej. Ta popatrzyła na mnie lekko zaskoczona, ale odpowiedziała:
- Niebieskie.
- Acha. Dzięki. - Po tej jakże inteligentnej odpowiedzi spojrzałam w końcu na zamek Hogwart. Nie zauważyłam spojrzenia Hermiony, która wciąż miała zaniepokojoną minę. W końcu wyszliśmy z łódek i poszliśmy za Hagridem do zamku.

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 2 - Elyon

- Kim... kim ty jesteś?
- Ja jestem Elyon. Strażniczka Portalów Między Wymiarowych. Przybyłam tu do ciebie, moja droga. - odparła.
- Do mnie? Dlaczego? - spytałam.
- Przybyłam tu, by spełnić twoje największe marzenie, Magdaleno. - odparła. Zaskoczona spytałam ponownie:
- Moje marzenie? Nadal nie wiem o, co ci chodzi.
- Masz w sobie wyobraźnię. Potrafisz oczami wyobraźni stwarzać światy, których nikt nie rozumie i nie widział na oczy, oraz nie umie sobie ich wyobrazić. Krótko mówiąc: nie wierzy w magię. Za to TY, Magdaleno w nią wierzysz i to ciebie wyróżnia od innych. - wyjaśniła.
- Do czego zmierzasz? - spytałam podejrzliwie.
- Do tego, że chcę ci zaproponować podróż między wymiarową i międzyczasową. To jaki ma być świat ty zdecydujesz. Możesz też wybrać czasy, w których chcesz zacząć swoją przygodę. Dodam, że w innym świecie nie będziesz chora na padaczkę. Będziesz mieć wielką moc dorosłego człowieka, a także wiedzę o Harrym Potterze, ale na początku, czarów będziesz musiała sama się nauczyć. To jest jednak nie lada zadanie, gdyż moc musisz sama ujarzmić. - Wciąż mi coś nie pasowało.
- Skąd mnie znasz? - podejrzliwość aż emanowała z mojego głosu. Kobieta uśmiechnęła się.
- Przyglądałam ci się przez całe twoje życie. Szczególnie od dnia, gdy zachorowałaś mając sześć lat. - wyjaśniła.
- Rozumiem... - po chwili odparłam. - ...Zgadzam się. - Elyon uśmiechnęła się promiennie i spytała:
- Do jakiego wymiaru chcesz się udać? - Popatrzyłam na nią chwilę i odpowiedziałam:
- Do świata Harry'ego Pottera. - odpowiedziałam.
- W jakim momencie chcesz się zjawić? - spytała ponownie. Pomyślałam chwilę, po czym odpowiedziałam:
- Do dnia, gdy Harry przybył do Hogwartu, a dokładniej na stację w Hogsmeade. Sama też chcę być czarownicą i być jedną z uczennic. Chcę być spokrewniona z Hermioną. Np. żeby jej ojciec i moja matka w świecie Mugoli byli rodzeństwem, a chcę się nazywać... Alianna Nancy Peterson. - wyliczałam. Kobieta popatrzyła na mnie, po czym machnęła ręką. Powiał ciepły lekki wiatr, który skupił się w jednym punkcie i uformował w wirujący portal. Był cudowny i mienił się kolorami tęczy. Było w nim coś magicznego.


- Wejdź tam. - nakazała wskazując na niego.
- A co tam spotkam? - spytałam patrząc to na nią, to na portal.
- Świat Wybrańca. - odparła. Popatrzyłam na nią i spytałam znowu:
- A mogę powiedzieć Harry'emu i jego przyjaciołom co się wydarzy w przyszłości i kim jestem na prawdę? - spytałam z nadzieją.
- Znasz losy prawie wszystkich czarodziejów z książki Joanne Katherine Rowling, lecz to od ciebie zależy czy chcesz im mówić, co się stanie bądź nie. Jednak pamiętaj: Nie wszyscy to pojmą. Musisz być ostrożna i odpowiednio dobierać słowa, a przede wszystkim nie zmieniać biegu wydarzeń. - wyjaśniła.
- A co z moimi rzeczami? Kufrem, szatą, kociołkiem, różdżką? - martwiłam się.
- Twoje rzeczy będą już na miejscu. Szatę szkolną będziesz mieć już na sobie. - wyjaśniła.
- A mój wygląd? - spytałam zmartwiona.
- Na miejscu będziesz inaczej wyglądać. Nie będziesz podobna do panny Granger. Musisz jeszcze jedno pamiętać, Magdaleno. Nigdy nie wypowiadaj w tamtym wymiarze obu imion i nazwiska autorki bohaterów Harry'ego Pottera. Jeśli to zrobisz powrócisz tutaj i nie wrócisz, a także zapomnisz co przeżyłaś i to, że mnie spotkałaś. Będziesz znowu chora. - odparła kobieta. Spojrzałam na nią krótko i z uśmiechem na twarzy weszłam śmiało w portal. Ledwo zdążyłam przekroczyć próg owego portalu, gdy oczy zaczęły mi się kleić. Upadłam na podłogę i zasnęłam.

wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział 1 - Pierwsze spotkanie

         Pewnego dnia z ponurymi myślami wstałam rano i poszłam do łazienki umyć się. Potem ubrałam i poszłam na śniadanie. Jedliśmy jajecznicę ze szczypiorkiem popijając herbatą, gdyż był piątek. Śniadanie było pyszne, ale nastrój wciąż miałam ponury. Spojrzałam na krajobraz za oknem. Na dworze był słoneczny, ciepły letni poranek. Nie było mi jednak do śmiechu, gdyż nigdy nie lubiłam lata. Zawsze było tak... gorąco i nudno. Mam, co prawda w wakacje imieniny, ale to nie to samo, co mieć zmarnowane dzieciństwo i być rozpieszczonym bachorem, jak to mówi moja siostra, Agata i nie odpowiedzialny jak mówi mój brat Maciek i tata. Prawie całe życie byłam chora na padaczkę i całe życie jestem pod opieką nie tylko rodziców, ale też przeróżnych lekarzy. Dziś mam 30 lat. Boję się, że oni wszyscy umrą i będę musiała być "na pastwie losu" trójki rodzeństwa (mam jeszcze drugiego starszego brata Łukasza). Chciałabym gdzieś się wyrwać. Zostawić to i mieć wszystkich gdzieś, ale... nie mogę... Bardzo bym chciała mieć młodszą siostrę, ale moi rodzice są za starzy na kolejne dziecko.
         Nie mogąc wytrzymać tego natłoku myśli skończyłam posiłek i powiedziałam do mamy:
- Wychodzę. - i wyszłam. Skierowałam się na polankę koło cmentarza, gdzie zawsze mogłam poukładać myśli i zapomnieć o bożym świecie. Idąc tak nie zdawałam sobie sprawy, że za chwilę ktoś zmieni moje życie i nastawiane do świata oraz bliskich.
         Szłam sobie ścieżką w kierunku małego lasku przez pobliskie łąki podśpiewując pod nosem piosenkę:

"Czerwone róże są"

Byłam tak zajęta piosenką, że nie zauważyłam zbierających się ciemnych chmur na niebie. Dopiero, gdy zrobiło się jeszcze ciemniej spostrzegłam, że atmosfera wokół mnie staje się bardziej ponura. Niespodziewanie zawiał zimny wiatr. Z każdym moim krokiem wiało coraz mocniej. W pewnym momencie poczułam chłód. Zmarzłam. Miałam ma sobie tylko krótką i ciekną do kolan sukienkę na ramiączka i klapki.
- Co się dzieje? - spytałam sama siebie próbując się rozgrzać pocierając dłońmi ramiona i rozglądając się dookoła. Po jakimś czasie zaczęło się rozpogadzać, a wiatr przestał wiać, ale wciąż mi było zimno. Pojawiło się słońce na niebie, a jego promienie wyszły zza chmur. Owe promienie padały na mnie, a potem przeniosły się na polankę przede mną. Nagle pojawiło się jasne oślepiające światło, które z każdą sekundą powiększało się. Po kilku chwilach kilka metrów przede mną unosiła się jasna kula światła, w której wnętrzu zaczęła się formować postać przepięknej kobiety. Włosy miała tak jasne, że prawie białe. Falowały wokół jej twarzy pomimo braku wiatru. Oczy miała koloru laguny. Ubranie, a raczej szata była chyba z lnu. Były one koloru Ecru (czyt. Ekri).


Na głowie kobiety był śliczny drobny i złoty diadem uformowany z pąków róż.


Zauważyłam na jej ramieniu uformowany również z różyczek, był złoty sierp księżyca a wokół niego ośmioramienna błękitna gwiazda.



Kobieta patrzyła na mnie łagodnym wzrokiem, a ja na nią, ale z mieszaniną leku, zachwytu, podziwu i zaskoczenia. Chwilę milczałyśmy. Ulżyło mi, gdy to ona pierwsza przemówiła:
- Witaj, Magdaleno. - jej piękny melancholijny głos aż mnie wzruszył. Oniemiałam. Po chwili spytałam lekko się jąkając...