sobota, 7 września 2013

Rozdział 11 - Powrót

          Obudziło mnie wrażenie, że jestem w obcym mi miejscu. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Zobaczyłam pokój w ciemnych barwach. Usiadłam i się mu przyjrzałam dokładniej. - "Czy mi się zdaje czy już tu kiedyś byłam?..." - pomyślałam. Spróbowałam przypomnieć sobie wydarzenia z poprzedniego dnia. Powoli do mnie docierało, co się stało. - "...Teraz pamiętam... Voldemort porwał mnie z Ministerstwa i przyprowadził do swojego domu. Potem próbował mnie przeciągnąć na swoją stronę, ale się nie zgodziłam, więc rzucił na mnie Cruciatusa. Próbowałam go przekonać, by mnie wypuścił. Zabrał mi różdżkę, znowu rzucił Cruciatusa tym razem silniejszego i film się urwał..."
- No i już po ptakach! Nie mam różdżki, ani drogi ucieczki!... - wstałam i podeszłam do okna. Zobaczyłam ponury krajobraz, a jednocześnie coś w nim było magicznego. Była tam droga i bezlistne drzewa. Wyglądały jakby były martwe. Pogoda mówiła sam za siebie. Chmury na niebie były wszędzie, żadnego światła.
          Nie wiedziałam jak długo stałam przy tym oknie. Wiedziałam tylko to, że stałam, a potem ktoś wszedł do środka. Nie zwracałam na niego uwagi puki się nie odezwał:
- Peterson, już wstałaś? - obejrzałam się i zobaczyłam Riddle'a. Stał w pewnym oddaleniu od mnie. W odpowiedzi spojrzałam ponownie w okno nic nie mówiąc. Po kilku chwilach ciszy odparłam:
- A co cię to obchodzi? - spytałam opryskliwie. Poczułam, że zbliża się do mnie i staje za mną. Nagle chwycił za szatę. - ...Żądam od ciebie szacunku wobec mnie, więc odzywaj się... - oświadczył groźnym tonem, jednak jego wypowiedź przerwałam z irytacją:
- Szacunku? Ode mnie? Chyba śnisz! Nie będę szanować cię puki nie będziesz traktował mnie odpowiednio jak na dżentelmena przystało. Poza tym to mężczyzna powinien traktować kobiety z szacunkiem!... - oświadczyłam dobitnie. Riddle zmrużył oczy w przypływie gniewu. - ...Jeśli będziesz się tak denerwował i nie będziesz strzegł swojego umysłu Harry to wyczuje poprzez swoją bliznę. Więc radzę byś się uspokoił... - doradziłam śpiewnym tonem. Oczy Voldemorta zmieniły się. Patrzył na mnie dziwny wzrokiem. Dziwne było też to, że nie spytał skąd o tym wiem. Patrzyliśmy na siebie przez dobrą minutę. Jego oczy były jakieś dziwnie zamglone. Zdawało się jakby było w nich jakieś niepokojące pożądanie. W tej chwili nie wiedziałam czego się po nim spodziewać. Puścił moją szatę, a potem nagle - niespodziewanie chwycił moją głowę obiema rękoma i... POCAŁOWAŁ!!(?!) Jego zimne dłonie wędrowały po mojej szczupłej talii. - "...O, Boże!! Jak on namiętnie całuje!!..." - zawołałam w myślach. - "... Cholera! Uspokój się, Ala!..." - zganiłam sama siebie i próbowałam się wyrwać z jego objęć. - "...Jest zbyt silny! Skup się, Aluś! Skup! Odsuń go od siebie!..." - mówiłam w myślach. Chwyciłam jego twarz i oderwałam się od niego. Gdy mi się udało oddychałam ciężko patrząc w jego oczy. - ...Czyś ty zgłupiał!?... - krzyknęłam z oburzeniem. - ...Ty nigdy nie rozumiałeś miłości!! - chwyciłam teraz jego dłonie będące na mojej talii i odsunęłam się od niego na kilka metrów. - ...Poza tym jestem szlamą! Takich jak ja torturujecie! - zawołałam. Riddle tylko na mnie patrzył. Nic więcej. - "...Co powinnam zrobić?" - spytałam sama siebie. Nagle usłyszałam w głowie głos Elyon: "Wezwij mnie. Wypowiedz głośno moje imię." oświadczyła.
- Elyon! - zawołałam z lekkim uśmiechem. Chwilę potem pojawiła się wyżej wymieniona postać. Uśmiechnęłam się na jej widok.
- Witaj, Tom... - przywitała się kobieta skinąwszy głową. - ...Alianno, chodź. - chwyciła moje ramię i chwilę potem nas nie było.

~~*~~

Inna część kraju...
          Pojawiłyśmy się w pokoju, który od razu poznałam. Był to pokój mój i Hermiony w domu Grangerów.
- O, rany!... - wydyszałam. - ...Dzięki, Elyon! - przytuliłam ją. Nagle rozległy się kroki na schodach.
- Gdybyś mnie potrzebowała wezwij mnie wymawiając moje imię, nawet w myślach. Tu masz różdżkę. - powiedziała i znikła w momencie, gdy drzwi się otworzyły z rozmachem. Do środka weszła pani Granger. Zrobiło się cicho na sekundę.
- Alianna! - zwołała. Potem weszły jeszcze dwie osoby. Hermiona i pan Granger.
- Ala!... - zawołała Hermiona przytuliwszy mnie. - ...Tak się cieszę, że nic ci nie jest!! - pisnęła.
- Gdzie byłaś? - spytał mężczyzna.
- U Voldemorta. - odpowiedziałam. Całą trójkę zamurowało. Pani Granger aż zemdlała.
- Naprawdę u niego byłaś? - spytała Hermiona.
- Tak. Pomogła mi moja przyjaciółka. To skomplikowane... - dodałam. - ...Hermi, jestem wykończona. Chcę iść spać. - i wyszłam. Zeszłam do kuchni zrobiłam sobie coś do jedzenia i picia. Potem wróciłam do swojego pokoju i poszłam spać.