czwartek, 16 maja 2013

Rozdział 8 - Cmentarz

          Kiedy mijał czwarty rok mojej nauki wiedziałam, że nie mogę się ujawnić przed sługami Riddle'a, a przede wszystkim przed jednym ze Śmierciożerców, który miał pomagać Harry'emu w Hogwarcie, by ten z kolei nie powiadomił swego pana o moich poczynaniach.
          W tym roku miał się odbyć Turniej Trójmagiczny. Uczestniczyły w nim trzy największe szkoły magii na świecie. Z Anglii, z Francji i z Bułgarii. Z Bułgarii - Durmstrang, a z Francji - Beauxbatons. Po jednym uczestniku z każdej ze szkół. Kiedyś, gdy był organizowany taki turniej uczniom od 4 klasy z wyż mogli w nim uczestniczyć. W tym roku jednak mogą uczestniczyć tylko i wyłącznie pełnoletni uczniowie. Niespodziewanym obrotem akcji było to, że ktoś planował śmierć Harry'ego. Mało tego Harry został wplątany w ten Turniej. W późniejszym czasie okazało się, że za tym wszystkim stoi sam Lord Voldemort. Oto jak to toczyło się moimi oczami.

~~*~~

Hogwart...
          Pierwsza lekcja Obrony Przed Czarną Magią była dla mnie lekkim stresem. Oczywiście Alastor Moody, nauczyciel tegoż przedmiotu, miał na wszystkich uczniów oko (dosłownie). Wiedziałam doskonale, że z tym facetem nie było żartów, zwłaszcza, że wiedziałam kim jest naprawdę. Tak na właściwie nie był on tym za kogo się podawał. Pod aurora podszywał się Śmierciożerca, który miał pomagać Harry'emu w przejściu przez trzy zadania turniejowe. Wiedziałam kim jest i wiedziałam, że nie mogę się ujawnić, szczególnie przed nim. Lecz na pierwszej lekcji nie mogłam się powstrzymać.
          Wszyscy uczniowie klasy czwartej usiedli na swoich miejscach. Ja, jak zwykle usiadłam z Hermioną w pierwszej ławce. Po mojej lewej siedziała Hermiona, a po jej prawej Harry z Ronem w drugiej ławce. Gdy nauczyciel wszedł usiadł na swoim krześle i zaczął odczytać listę obecności przyglądając się każdemu swoim magicznym okiem. Potem przeszedł do lekcji.
- Kto mi powie ile istnieje Zaklęć Niewybaczalnych? - spytał. Podniosło się kilka rąk, w tym Hermiony i moja. Moody wybrał mnie.
- Istnieją trzy. Za użycie któregokolwiek z nich jest karane dożywociem w Azkabanie. - wyrecytowałam.
- Bardzo dobrze, panno Peterson. Dziesięć punktów dla Gryffindoru. Teraz powiedzcie mi jak każde z nich się nazywa?... - poprosił. Podniosła się ręka Rona. - ...Tak, panie Weasley?
- Tata opowiada mi o jednym. Imperius czy jakoś tak. - odpowiedział.
- Zgadza się... - podszedł do biurka, wyjął ze słoika trzy pająki i położył na blacie. Wycelował w pierwszego i powiedział: - ...Imperio! - pająk zaczął tańczyć. Wszyscy, no prawie wszyscy, się zaśmiali. Ja, nie mogąc wytrzymać tego całego śmiania się zawołałam:
- Przestańcie się śmiać!... - Cała klasa zamilkła i spojrzeli na mnie z nauczycielem włącznie. - ...Wyobraźcie sobie, że wy sobie tak tańczycie wbrew swojej woli. Co byście czuli, gdyby na was zostało rzucone Zaklęcie Imperius?? Śmierciożercy i Voldemort uważali by to za zabawę, ale dla tych co zostało rzucone jest nieprzyjemne. - powiedziałam z lekką złością. Wszyscy uczniowie znali mnie i wiedzieli, że wiem o wielu rzeczach i dlatego pytali mnie o wiele rzeczy, ale ja trzymałam się Świętej Trójki. Moody za to patrzył na mnie zaskoczony, ale nie skomentował tego.
- Jakie jeszcze istnieje Zaklęcie Niewybaczalne?... - spytał Moody wciąż na mnie łypiąc magicznym okiem. Ręka Neville'a uniosła się w górę. - ...Słucham, panie Longbottom?
- Jest jeszcze Zaklęcie Cruciatus. - odpowiedział
- Bardzo dobrze. Chodź tu... - poprowadził go do biurka. - "No i się zacznie. Biedny Neville" - pomyślałam. Wziął drugiego pająka, wycelował w niego i powiedział: - ...Crucio! - pająk zaczął się wić i krzyczeć. To było okropne. Tym razem to nie ja się odezwałam, ale Hermiona.
- Proszę przestać, jego to boli! - zawołała. Nauczyciel cofnął różdżkę, wziął pająka i zbliżył się do nas z pytaniem:
- Może teraz panna Granger powie nam jaką nazwę nosi ostatnie Zaklęcie Niewybaczalne?... - dziewczyna pokręciła przecząco głową. - ...Nie? No to może jej siostra powie? - spojrzałam mężczyźnie w oczy, raczej w oko, po czym, wyjmując różdżkę wycelowałam nią w pająka powiedziałam spokojnie:
- Avada Kedavra. - pająk padł martwy. Żaden uczeń się nie odezwał, jednak profesor powiedział do mnie.
- Panno Peterson, proszę by pani została po lekcji. - powiedział i odszedł do swojego biurka pisząc coś na pergaminie.

~~*~~

          Po tej lekcji zostałam z Nevillem w klasie. Moody dał chłopcu książkę pt: "Śródziemnomorskie rośliny wodne i ich właściwości". Chłopak uśmiechnięty na twarzy wyszedł z klasy. Teraz przyszła kolej na mnie.
- Proszę za mną, panno Peterson... - powiedział zapraszając mnie gestem ręki do swojego gabinetu. - ...Niech pani usiądzie... - wskazał mi krzesło przed swoim biurkiem. Gdy tylko tam weszliśmy wykonałam polecenie. - ...Tak, więc, panno Peterson, proszę mi powiedzieć w jaki sposób udało się pani rzucić tak potężne zaklęcie? By je rzucić trzeba na niego olbrzymiej mocy, nawet do zabicia tak marnego zwierzęcia jak pająk. Więc pytam się ponownie: Jakim sposobem udało się pani rzucić to zaklęcie bez śladu lęku już samy skutkiem czy choćby jego wymową? - spytał. Musiałam się porządnie zastanowić jak mu odpowiedzieć, by nie nabrał podejrzeń i nie powiedział Riddle'owi. Po kilku chwilach wpadłam na pewien pomysł.
- Panie profesorze pozwoli pan, że zanim odpowiem na pana pytanie ja zadam swoje. Ile razy pan używał Zaklęć Niewybaczalnych, szczególnie Avady? - spytałam. Mężczyzna patrzył na mnie lekko zaskoczony, co trudno było zobaczyć na tak pokiereszowanej twarzy. Milczał przez dobrą minutę. Zanim odpowiedział napił się ze swojej pierścieniówki. W końcu odpowiedział:
- Imperiusa używałem ze względu na to, by Śmierciożercy odpowiadali wiarygodnie na nasze pytania, oczywiście za pozwoleniem Ministra Magii. - odparł. Prychnęłam cicho.
- Taa. Jasne. Już wierzę. - szepnęłam do siebie. Na moje nie szczęście nauczyciel to usłyszał.
- Co chce pani przez to powiedzieć? - spytał. Lekko spanikowałam, ale odpowiedziałam:
- Wiem o wielu sprawach, profesorze. Nasz dziadek był czarodziejem, który jest już bardzo stary i mieszka z rodzicami Hermiony i czasem odwiedzam ich. Gdy przyjechałam ze swoimi rodzicami do państwa Granger dostałyśmy z Hermioną listy z Hogwartu. Dziadek opowiadał nam, że jesteśmy czarownicami, i to, że za młodu był bardzo potężnym czarodziejem. Miał wielką moc i zdolność przewidywania przyszłości. Dowiedziałam się też, że czarodziejska moc ujawnia się co trzy pokolenia. Z dziadka na wnuka. Z babci na wnuczkę. Jednak, gdy tak jak w moim i Hermiony przypadku, gdy w tej samej rodzinie dwie lub więcej osób w tym samym wieku, jak na przykład bliźniaczki bądź bliźniaki albo bliźnięta to moc przechodzi na starszą lub starszego. Ja jestem starsza od Hermiony od dwie minuty. Dlatego udało mi się rzucić Avadę na tego pająka. - wyjaśniłam. Oczywiście było to czyste łgarstwo. Miałam tylko nadzieję, że facet się nie zorientuje. Wpatrywał się we mnie swym paciorkowatym okiem z wielką intensywnością
- Dobrze, panno Peterson. Może pani już iść. Do widzenia. - pożegnał się. Więc wyszłam także się żegnając:
- Do wiedzenia, profesorze. - powiedziałam i wyszłam. Przy drzwiach przemknęło mi przez głowę o rzuceniu na niego Imperiusa, ale doskonale wiedziałam, że to nie wypali.

~~*~~

          W wieczór poprzedzający Noc Duchów siedziałam w dormitorium dziewczyn czwartego roku czytając książkę o zaklęciach (tu uwaga) na poziomie siódmym. Właściwie to nie czytałam tylko rozmyślałam wpatrując się tępo w kartki książki. Siedząc tak nie zauważyłam, że ktoś wszedł do środka. Zauważyłam tego kogoś dopiero, gdy zbliżył się do mnie i spytał:
- Ala, coś się stało? - to była Hermiona. Spojrzałam na nią zastanawiając się czy jej odpowiedzieć czy przemilczeć ta sprawę. W końcu wiele rzeczy jej mówiłam od czterech i pół roku, ale oczywiście nie wszystko.
- Nic, Hermi. Ja tylko rozmyślam nad jutrzejszym dniem. - odparłam ze smutną miną. Dziewczyna popatrzyła na mnie.
- A co się jutro wydarzy? - spytała czując mój nastrój. Westchnęłam i odpowiedziałam:
- Chodzi o trzech reprezentantów. Martwię się o nich. - wyjaśniłam.
- Wiesz kto zostanie wybrany?... - spytała zdawszy sobie sprawę, że wiem kto zostanie wybrany. Skinęłam głową. - ...Kto? - znowu westchnęłam i odpowiedziałam:
- Z Dumstrangu: Wiktor Krum. Z Beauxbatons: Fleur Delacur, a z Hogwartu: Cedrik Diggory... - dziewczynę to lekko zaskoczyło. Po chwili powiedziałam. - ...Niestety, ale Harry będzie czwartym zawodnikiem. - odparłam.
- Ale przecież... Dumbledore powiedział, że tylko pełnoletni uczniowie mogą uczestniczyć w Turnieju. Nakreślił nawet Linię Wieku wokół Czary Ognia! - zawołała.
- To prawda. Ktoś jednak chce, by Harry w nim uczestniczył. - wyjaśniłam. Hermiona z wrażenia usiadła na swoim łóżku. - ...Już samo to jest podejrzane. - odparłam.
- T-to niemożliwe! Przecież Harry ma 14 lat! Czara Ognia go nie dopuści do Turnieju! - zawołała.
- Tu masz rację. Jednak pamiętasz co ci powiedziałam w pierwszej klasie, gdy przybyliśmy tu po raz pierwszy, zaraz po tym jak rzuciłam na ciebie Zaklęcie Zaprzysiężenia? - spytałam siadając na krawędzi swojego łóżka i spojrzawszy na nią. Dziewczyna kiwnęłam głową.
- Powiedziałaś, że w tym roku Sama Wiesz, Kto powróci. - odparła.
- Właśnie. Voldemort odzyska swoje ciało i moc pod koniec roku szkolnego. Bardzo mi przykro, Hermiono, ale musimy do tego dopuścić. Musimy, gdyż by zabić Voldemorta najpierw musi mieć ciało, co nie?... - wyjaśniłam. Hermiona patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem. Po kilku chwilach milczenia wybiegła. - ...Hermiono!... - zawołałam i pobiegłam za nią odrzuciwszy książkę. Dogoniłam ją na trzecim pietrze. Tam zaprowadziłam do zakazanego korytarza i obróciłam do siebie nie pozwalając jej odejść. - ...Hermiono, nie możesz Harry'emu tego powiedzieć, ani też Dumbledore'owi. Nikomu! Rozumiesz? - oświadczyłam.
- Dlaczego? - spytała drżąc na całym ciele. Zauważyłam łzy w jej oczach jak leciały po pliczku.
- Dlatego, że jeśli ktokolwiek się o tym dowie, a szczególnie osoba, która wrzuciła już jego nazwisko do Czary zabije tego, kto to rozpowie. Ta osoba powie Voldemortowi i nie będzie ratunku dla Harry'ego. On po prostu wróci wcześniej, a Harry'ego zabije. By ta osoba nie zorientowała się, że my wiemy to trzeba zachowywać się jak gdyby nigdy nic. Nie daj po sobie poznać, że coś wiesz, Hermiono. Gestem, ruchem, mową czy minami itp. - wyjaśniłam.
- Ale, Ala! On musi wiedzieć! Na niego też rzuciłaś Zaklęcie Zaprzysiężenia. - przypomniała.
- Masz rację, Hermi. Rzuciłam to zaklęcie na Harry'ego pod koniec ubiegłego roku i mamy prawo mu o tym powiedzieć, ale pamiętaj, że prawie wszystko toczy się wokół niego. Nie możemy go o wielu sprawach informować. Jak na przykład, że będzie on uczestniczył w Turnieju Trójmagicznym lub choćby o zmierzeniu się z samy Lordem Voldemortem w pojedynku na śmierć i życie. - wyjaśniłam. Hermiona płakała w drodze do dormitorium. Posadziłam ją na jej łóżku i podałam eliksir uspokajający.
          Następnego dnia podczas uczty z okazji Nocy Duchów zarówno ja oraz Hermiona byłyśmy zdenerwowane i nie mogłyśmy usiedzieć na swoich stołkach, szczególnie Hermiona.
- Czy coś się stało? Od początku uczty milczycie. - spytał Harry. Hermiona spojrzała na niego. Na jej twarzy było widać przerażenie.
- Harry ja... ja chcę... - zaczęła, ale nie pozwoliłam jej dokończyć, bo zakryłam jej usta swoją dłonią. Spojrzała na mnie karcąco, a jednocześnie ze zmartwieniem. Pokręciłam przecząco głową dając jej do zrozumienia, by milczała. Ta wpatrywała się we mnie ze smutkiem w oczach. Po chwili westchnęła i kiwnęła głową na znak, że nie powie. Uśmiechnęłam się lekko. W momencie, gdy odsłoniłam jej usta odezwał się dyrektor:
* - Czara jest już prawie gotowa. Myślę, że to jej zajmie jeszcze z minutę. Kiedy zostaną ogłoszone nazwiska reprezentantów, proszę, by tutaj podeszli, przemaszerowali wzdłuż stołu nauczycielskiego i weszli do przylegającej komnaty... - wskazał na drzwi za stołem nauczycielskim. - ...gdzie otrzymają pierwsze instrukcje... - Wyjął różdżkę i machnął nią szeroko, a natychmiast pogasły wszystkie świece z wyjątkiem tych wydrążonych w dyniach. Czara Ognia była teraz najjaśniejszym punktem w całej Sali; bladoniebieskie płomienie prawie oślepiały. Wszyscy się w nie wpatrywali... kilka osób zerknęło na zegarki. Nagle język ognia wyleciał z Czary. Wraz za nim wyleciała mała kartka. Poleciała ona ku Dumbledore'wi, który ją chwycił w powietrzu zupełnie jak Szukający łapiący Znicza. Rozwinął ją i przeczytał: - ...Reprezentantem Durmstrangu jest... Wiktor Krum!... - rozległy się okrzyki radości od strony Durmstrangu.* Tymczasem ja wpatrywałam się z malutkim niepokojem w Wiktora jak szedł wzdłuż stołu, a potem do przylegającej komnaty. Wiedziałam, że na niego zostanie rzucone Zaklęcie Imperius podczas Trzeciego Zadania. Po kilku chwilach Dumbledore powiedział: - ... Reprezentantką Beauxbatons jest Fleur Delacur!... - znowu okrzyki radości, ale od strony stołu Krukonów. Na Fleur patrzyłam z nieco innym wyrazem twarzy. W zasadzie z nią nic się nie stanie, ale wiedziałam, że podczas Trzeciego Zadania młody Crouch zaatakuje ją, by Harry miał czyste pole w labiryncie do Pucharu Trójmagicznego. Nagle dyrektor zawołał: - ...Reprezentantem Hogwartu jest... Cedrik Diggory!... - znowu oklaski tym razem głośniejsze. Jednak ja i Hermiona milczałyśmy. Ktoś by pomyślał, że nie chcemy mu kibicować, ale było odwrotnie. Wiedziałyśmy, że teraz Harry zostanie wybrany przez Czarę, że to on za chwilę będzie czwartym uczestnikiem Turnieju. I rzeczywiście... * - ...Wspaniale! - zawołał, szczerze uradowany dyrektor kiedy wrzawa w końcu ucichła. - ...A więc mamy trzech reprezentantów szkół. Jestem pewny, że nie zawiodę się na was wszystkich, nie wyłączając pozostałych uczniów z Beauxbatons i Durmstrangu. Liczę na to, że wszyscy reprezentanci spotkają się z waszym wspaniałym poparciem i aplauzem. Dopingując i oklaskując swojego reprezentanta. Przyczynicie się do... - Ale nagle urwał, a po chwili dla wszystkich stało się jasne, co go wytraciło z równowagi. Płomienie w Czarze Ognia po raz czwarty zabarwiły się czerwienią. Trysnęły iskry. Długi język ognia wystrzelił w powietrze i wyrzucił jeszcze jeden kawałek pergaminu. Chyba machinalnie Dumbledore wyciągnął rękę po pergamin. Wyciągnął go przed siebie na długość ramienia i wytrzeszczył oczy. Zapadła cisza, w czasie której dyrektor wpatrywał się w świstek w swojej dłoni, a wszyscy, włącznie ze mną wpatrywali się w Dumbledore'a. A potem odchrząknął i przeczytał: - ...Harry Potter.* - Patrzyłam na Harry'ego jak inni, z tym że z różnicą, iż na mojej twarzy była troska i obawa jednocześnie. Za to na twarzy Hermiony było widać czyste przerażenie. Tymczasem Harry siedział nieruchomo, świadom, że wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę. Widziałam na jego twarzy oszołomienie. Widać było, że z wrażenia nie może się ruszyć. Musiałam coś zrobić. Wstałam, chwyciłam Harry'ego za ramię i poprowadziłam go ku stołowi nauczycielskiemu. Gdy tam się znaleźliśmy powiedziałam do dyrektora:
- Profesorze, prosiłabym by Harry jednak uczestniczył w Turnieju... - nachyliłam się i szepnęłam cicho: - ...Wie pan, że znam przyszłość i wiem, że chłopak ma uczestniczyć w nim. Proszę też, by mi pan pozwolił bym mogła być przy nim, gdy będzie dostawał wskazówki dotyczące każdego z zdań Turnieju. Obiecuję, że nie będę mu mówić na czym polegają te Zadania. - oznajmiłam. Mężczyzna patrzył na mnie przez chwilę, a potem kiwnął głową i wskazał na drzwi do komnaty. Więc poszłam razem z Harrym w tamtym kierunku.
          Od tego czasu byłam przy nim, a Ron i Hermiona pomagali przyjacielowi. Pomagaliśmy we trójkę mu w każdym Zadaniu. Oczywiście tylko mu doradzałam, co ma zrobić. Głównie Ron i Hermiona pomagali.

~~*~~

          Nastał dzień Trzeciego Zadania. Cholernie się bałam, chyba bardziej niż sam Harry. Nie ze względu na samo Zadanie, ale ze względu na to, co się stanie później, a dokładniej po dotknięciu Pucharu. Doskonale wiedziałam jaki jest plan Riddle'a. A był taki: Korzystając z informacji jednej z urzędniczek ministerstwa (którą oczywiście Riddle potem zabił), wykorzystując też młodego Croucha oraz posługując się Turniejem Trójmagicznym wciągnął on Harry'ego w Turniej. Celem Riddle'a było to, by Harry dotknął pierwszy Pucharu Trójmagicznego, który okazał się świstoklikiem dzięki, któremu można się było przenieść w dowolne miejsce na świcie. Chciał jego krwi, by mógł się odrodzić. Odzyskać ciało i moc. Jednak ucieczka Harry'ego zniweluje jego plany, gdyż tylko Śmierciożercy mieli wiedzieć o jego powrocie.

~~*~~

Trzecie Zadanie... Labirynt... Blisko Pucharu Trójmagicznego...
          Zaraz po ataku na Cedrika przez pająka w labiryncie teleportowałam się z trybun na cmentarz nieopodal Little Hangleton, gdzie spoczywał ojciec Voldemorta. Pojawiłam się z dala od nagrobka Toma seniora. Gdy niedługo potem Harry z Cedrikiem pojawili się na miejscu od razu podeszłam do Harry'ego i powiedziałam mu:
- Cokolwiek, by się działo, nawet, gdyby ktoś umarł lub był torturowany, nie bój się i nie trać zimnej krwi. - dodawałam mu otuchy. Gdy tylko pojawił się Peter Pettrigrew schowałam się i rzuciłam na siebie Zaklęcie Kameleona. Przyglądałam się temu co robił Glizdogon. Nie mogłam się wtrącić, gdyż moja obecność zepsuła by cały plan Riddle'a. Glizdogon rzucał zaklęcia wykorzystując kości ojca swego pana, swoją odciętą rękę i krew Harry'ego. Po całym tym procesie Voldemort wyszedł z kotła, w którym odzyskał ciało i moc. Riddle wezwał swoje sługi. Razem z Harrym słuchałam tego, co mówił do Śmierciożerców. W końcu podszedł do Harry'ego i dotknął jego czoła. Domyślałam się co za ból musi odczuwać. Było mi go żal. Chciałam powstrzymać Voldemorta, ale nie mogłam tego zrobić. Zabił by mnie. Musiałam jakoś powiadomić Harry'ego jaki opracowałam plan. Nagle Riddle kazał Peterowi rozwiązać Harry'ego. Zrozumiałam, co się teraz stanie. Miał stanąć do walki z Voldemortem. Przeraziłam się, gdyż musiałam widzieć jak go torturuje. Gdy ponownie zostało rzucone zaklęcie Harry schował się, a ja usiadłam obok niego. Nie cofając zaklęcia szepnęłam do niego te słowa:
- Harry,... - zwróciłam się do niego. - ...Twoją najlepszą bronią w tej sytuacji jest Zaklęcie Priori Incatantem, czyli połączenie dwóch zaklęć rzucone w tym samym czasie. Wasze różdżki mają ten sam rdzeń, więc się połączą, ale nie odbiją. Gdy to się stanie ukarzą się echa zaklęć w odwrotnej kolejności. Musisz zmusić swoją różdżkę do działania, wtedy różdżka Riddle'a przegra i odtworzy swoje zaklęcia. Zrób wszystko, by to jego różdżka przegrała z twoją i pokazała jego widma. One ci pomogą. - po tym oświadczeniu Harry skinął głową na znak, że zrozumiał. Wyszedł zza nagrobka i stanął do walki z Tomem. Nie ujawniałam się do chwili, gdy z różdżki Voldemorta wyszli rodzice Harry'ego. Gdy się pojawili podbiegłam do niego i chwyciłam jego rękę pomagając utrzymać połączenie. Voldemort nie spodziewał się mnie tu, to było pewne, ale mnie chyba rozpoznał. Wiedziałam, że trzeba przerwać połączenie. Gdy to się stało pobiegliśmy razem do Pucharu Trójmagicznego, by uciec z cmentarza. Dzięki pucharowi wróciliśmy do Hogwartu.
          Sytuacja z Bartym Crouchem Juniorem była dość napięta. Wyjaśniłam Dumbledore'owi, Ronowi i Hermionie co wydarzyło się na cmentarzu, podczas gdy Harry spał. Wszyscy byli mi wdzięczni za pomoc Harry'emu, a już sam zainteresowany.

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 7 - Chata

          W trzeciej klasie pojechałam z Hermioną i jej rodzicami do Francji. Co prawda nie wiedziałam, co się dzieje w Anglii, ale wiedziałam co się wydarzy w tym roku w szkole. Wiedziałam też co Harry zrobi swojej ciotce ze strony wuja. Wiedziałam, że Ron jest w Egipcie, a Parszywek (szczur Rona) z rodzicami Harry'ego ma wiele wspólnego. Tego tym bardziej nie mogłam powiedzieć, a szczególnie przy Ronie, bo gdyby ten zdradliwy szczur o tym usłyszał było by źle. Nie mogłam na to pozwolić. Poza tym wie co robiłam przez ostatnie dwa lata. Jednak w tym roku musiałam baardzo uważać, gdyż to tyczy się rodziców Harry'ego i ich przyjaciół oraz dnia, gdy ich stracił.

~~*~~

          W końcu nadszedł dzień wyjazdu do Hogwartu. Hermiona wzięła właśnie gazetę czarodziejów -  Prorok Codzienny i zaczęła czytać.
- To o nim mówiłaś! O więźniu, który jako pierwszy w historii czarodziejów ucieknie z Azkabanu. - mówiła Hermiona pokazując mi zdjęcie na pierwszej stronie. Był tam Syriusz. Wyglądał okropnie.



- Tak. To on. Nazywa się Syriusz Black. - odparłam.
- Zauważyliście, że wszyscy z Ministerstwa obawiają się ataku Blacka na mnie? - spytał Harry. Ron i Hermiona spojrzeli na niego.
- A ty, Alina, co o tym sądzisz? - spytał Ron. Zanim zdołałam nabrać powietrza, by coś odpowiedzieć zgasło światło.
- O, cholera!... - wyrwało mi się i wyjęłam różdżkę szykując się na najgorsze. Czekaliśmy parę chwil, gdy nagle zobaczyłam jak Harry sztywnieje. - ...No i masz babo placek! Remus, obudź się i mi pomóż!... - zawołałam do mężczyzny pół leżącego przy oknie celując w postać przede mną, a konkretniej w dementora. Mężczyzna wstał i wyciągnął różdżkę. Jednocześnie wypowiedzieliśmy to samo zaklęcie:
- Expecto Patronum! - z mojej różdżki wyleciał średniej wielkości pies. Uszy mu zwisały. Ogon miał podwinięty. Bardzo przypominał mojego psa, którego straciłam kilka lata temu. Z różdżki Lupina wyleciał wilk podobny do postaci wilkołaka. Oba patronusy rzuciły się na potwora, a ten odleciał. Mężczyzna spojrzał na mnie.
- Ile masz lat? - spytał. Też na niego spojrzałam.
- Trzynaście. - odpowiedziałam chowając różdżkę.
- To niemożliwe, że w tak młodym wieku możesz wyczarować tak zaawansowane zaklęcie. Skąd znasz moje imię? - wykrztusił na koniec.
- Wiesz mi, że to bardzo skomplikowana historia, ale wolę tego nie opowiadać póki nie nadejdzie odpowiedni moment na wyjaśnienia. Trzeba pomóc Harry'emu... - wskazałam na wyżej wymienionego, który leżał nie przytomny na podłodze. Jego przyjaciele starali się go docucić. - ...Trzeba mu pomóc, a także wyjaśnić czym jest ten potwór i jak można go odpędzić. Wiesz mi, że polubisz go, a nawet pokochasz jak własnego syna. Takiego chłopaka nie da się nie kochać. Trzeba mu pomóc nie tylko w nauce, ale też w pokonaniu Voldemorta... - oświadczyłam klęcząc przy Harrym i poklepując go po twarzy. - ...Harry będzie twoim najlepszym uczniem w tym roku z OPCM-u. Widzę w twoich oczach, że przypomina ci twoich najlepszych przyjaciół. Lily i Jamesa. Zarówno z twarzy, włosów i oczu. Jednak nie znasz jego serca. Stanie się Chłopcem, Który Pokonał Voldemorta. Wiem to... - wyjaśniłam. Mężczyznę zatkało, zresztą jak i Rona i Hermionę. - ...Remusie, możesz mi dać tę czekoladę, którą masz w kieszeni? Dam im, a ty idź wyślij sowę do profesora Dumbledore'a, ale nie mów o tym, że umiem wyczarowywać Patronusa i o tym co ci powiedziałam. Na razie nie chcę, by to wiedział. - poradziłam. Mężczyzna dał mi tabliczkę czekolady i wyszedł bez słowa.

~~*~~

          Remus przyglądał mi się przez cały rok nie wypytując skąd znam Zaklęcie Patronusa. Jednak ja nie ustępowałam i nie mówiłam mu już nic więcej, poza faktem przybycia Syriusza do szkoły.
          6 czerwca o 19:20 wieczorem poszłam prosto do Wrzeszczącej Chaty przez tunel pod Wierzbą Bijącą. Zaczaiłam się na piętrze w pokoju na lewo od schodów. Cała sprawa miała się zdarzyć w pokoju na przeciw schodów. Po około 5 minutach usłyszałam jakieś szuranie i czyjeś wierzganie oraz jęki. Na górę szli Syriusz pod postacią czarnego wilczura i Ron ze złamaną nogą. W ręku trzymał szczura. Natychmiast rzuciłam na siebie Zaklęcie Kameleona. Czekałam i obserwowałam całe zdarzenie.
          Po dziesięciu minutach przyszli Harry z Hermioną. Weszłam za nimi usuwając swoje ślady stóp na podłodze. Stanęłam za fortepianem, który stał przy oknie. Patrzyłam jak Hermiona staje przed Harrym osłaniając go przed Syriuszem.
- Jeśli chcesz go zabić, to musisz zabić i nas! - mówiła Hermiona.
- Nie. Dziś tylko jedna osoba zginie. - powiedział Syriusz robiąc krok w ich stronę.
- I to będziesz ty! - zawołał Harry i rzucił się na niego celując różdżką w jego serce. Wiedziałam, że w takiej sytuacji nie mogłam się wtrącić. Czekałam na odpowiednią okazję. Nagle rozległ się krzyk:
- Expelliarmus!... - to był Remus. Wszystkie różdżki, w tym moja, poleciały w kierunku nauczyciela. - ...Cztery? - spytał widząc ilość różdżek w jego dłoni. - ...Przecież jest tu tylko wasza trójka. - W tym momencie postanowiłam się ujawnić. Podeszłam prosto do wilkołaka i zabrałam z jego ręki wszystkie cztery różdżki. Chwyciłam swoją i zrzuciłam z siebie zaklęcie. Wszystkich zaskoczył fakt iż tu jestem, no może poza Hermioną, ale zanim ktokolwiek coś powiedział odwróciłam się w kierunki drzwi i zawołałam:
- Expelliarmus!... - w drzwiach stał Snape. Jego różdżka poleciała do mnie. - ...Witamy, profesorze Snape... - uśmiechnęłam się do niego. -...Skąd wiedziałam, że pan tu przyjdzie? Znam przyszłość... - spojrzałam na Remusa i powiedziałam. - ...To dlatego wiedziałam kim jesteś, jednak pogadamy o tym jutro. Teraz najważniejszy jest Pettigrew. Syriuszu, Remusie... - zbliżyłam się do nich i podałam im różdżki, a kolejne dałam Harry'emu, Ronowi i Hermionie.
- Hej, dałaś Blackowi moją różdżkę! - zawołał Snape i ruszył ku niemu. Machnęłam swoją różdżką w mężczyznę. Ten poleciał na ścianę uderzając w nią plecami. Siła uderzania była tak silna, że zemdlał.
- Siedź grzecznie, Smarkelusie to wszystko potoczy jak powinno. - oświadczyłam. Spojrzałam na resztę. Patrzyli na mnie jak na jakieś zjawisko atmosferyczne.
- Alina, czy jest konieczne byś się w to mieszała? - spytała Hermiona. Spojrzałam na nią i odparłam:
- Nie. Nie powinnam się wtrącać. - po tej odpowiedzi stanęłam pod ścianą obok łóżka, gdzie leżał Snape celując w niego różdżką na wypadek, gdyby się obudził. Postanowiłam go pilnować. - ...Nie zwracajcie na mnie uwagi. Na razie traktujcie mnie jak powietrze. - oznajmiłam. Tak więc Harry wycelował w Remusa różdżką mówiąc:
- Mów o Peterze Pettrigrew! - zawołał.
- Chodził z nami do szkoły. Uważaliśmy go za swojego przyjaciela. - wyjaśnił Remus.
- Nie! Pettigrew nie żyje!... - powiedział Harry. - ...Ty go zabiłeś! - zawołał celując w Blacka. Remus wybiegł na środek pokoju mówiąc:
- Też tak myślałem, póki nie zobaczyłeś Pettrigrew na Mapie. - wyjaśnił.
- Więc Mapa kłamała? - spytał Harry.
- Ta Mapa nigdy nie kłamie! Pettrigrew żyje i siedzi tutaj. - wskazał na Rona siedzącego na połamanym i zniszczonym przez mole legowisku.
- Ja? On oszalał! Ja nigdy... - mamrotał Ron.
- Ojć, nie ty! Chodzi mi o twojego szczura! - powiedział Syriusz.
- Parszywek jest w mojej rodzinie...
- Dwanaście lat! To dość dziwne jak na zwykłego szczura domowego. I nie ma palca, prawda? - mówił Syriusz.
- I co z tego? - zdziwił się Ron. Wszyscy teraz spojrzeli na mnie, ale ja pokręciłam głową na znak, że nie powiem.
- Po Pettrigrew został tylko... - zaczął Harry.
- Palec... - odpowiedział Syriusz. - ...Wredny szczur odciął go sobie, a potem drań zamienił się w szczura i uciekł do ścieków!
          Rozmowa toczyła się jeszcze z pół godziny. Remus opowiadał o tym jak się stał wilkołakiem. Jak poznał Petera, Syriusza i Jamesa. Wyjaśnił też, że to z powodu jego uporu to wszystko się wydarzyło. Syriusz też opowiedział jak uciekł z Azkabanu. Potem rozmowa przeszła na samego Petera, którego przywrócili ludzką postać. Tu rozmowa była lekko napięta. Peter nawet mnie chciał ubłagać o, to bym stanęła po jego stronie. Jednak powiedziałam do niego:
- Ja nie mogę się wtrącać, Peter. Przykro mi. Wiem jednak, że wypełnisz słowa przepowiedni. - odparłam. Na tym moja rola się skończyła. Harry, Ron, Hermiona, Syriusz, Remus, Peter i Severus wyszli z Chaty (nawiasem mówiąc Snape został wcześniej oszołomiony przeze mnie i zmodyfikowałam mu pamięć, by zapomniał, że brałam w tym udział i o tym, że nie widział Petera w Chacie i na błoniach). Jednak na samych błoniach było gorzej. Przemiana Remusa w wilkołaka. Szarpanina Remusa z Syriuszem pod postacią zwierząt. Ucieczka Petera. Podróż w czasie Harry'ego i Hermiony o trzy godziny wstecz. Jednak ja nie przeniosłam się w czasie. Zostałam w Skrzydle Szpitalnym razem z Ronem. Gdy oboje pojawili się w Skrzydle uśmiechnęłam się na ich widok.
- Udało się? - spytałam tuląc Hermionę.
- Tak. Udało się. - odpowiedziała.
- Wiecie, zastanawiam się czy Peter powie o tym wszystkim Voldemortowi... - cała trójka spojrzeli na mnie, a ja znowu zakryłam usta. Westchnęłam. - ...Ups! Znowu mi się wymknęło...