- Ja ci wierzę, Harry. Ron, Hermiona oraz cały Zakon Feniksa także. Wkrótce całą szkoła uwierzy, a także cały świat, no prawie cały. Jednak uważaj na słowa jakie mówisz do Umbrige, gdyż nie wyjdzie ci to na dobre. Staraj się przekonać ludzi, by uwierzyli w powrót Voldemorta. Postaraj się też wytrzymać wszystkie szyderstwa ze strony innych, którzy ci nie wierzą. Pamiętaj, by się nie poddawać. - oświadczyłam.
- Dzięki, Ala. Jesteś wspaniałą przyjaciółką i doradczynią. - powiedział przytulając mnie.
~~*~~
Pod koniec roku szkolnego po SUM-ach (Standardowych Umiejętnościach Magicznych zdawanych w piątej klasie) poszłam razem z jego przyjaciółmi do Ministerstwa starając się przekonać Harry'ego, że Syriusza – jego ojca chrzestnego nie ma tam. I, że wizja, którą podrzucił mu Riddle na egzaminie pisemnym z Historii Magii była fałszywa. Jednak on nie chciał w to uwierzyć. Za bardzo kochał Blacka. Był jedyną rodziną Harry'ego jaka mu pozostała. Nie zdołałam go powstrzymać do pójścia do Departamentu Tajemnic. Wiedziałam, że gdy Harry tam pójdzie Syriusz na pewno zginie. Mogłabym jakoś pomóc w przechwyceniu przepowiedni przez Śmierciożerców, ale wciąż powtarzałam sobie, że nie mogę się wtrącać. Zresztą i tak dużo namieszałam przez ostatnie ponad 4 lata. Więc chcąc nie chcąc poszłam za nim i jego przyjaciółmi.
- Alina, czy na pewno dobrze robisz idąc z nami? - spytała Hermiona, gdy byliśmy już w atrium.
- Nie jestem pewna... - odparłam, gdy weszliśmy do windy. - ...Jednak chcę to zobaczyć. Znam co prawda przyszłość, ale to nie znaczy, że mam tego nie zobaczyć, co nie? - lekko się uśmiechnęłam. Gdy weszliśmy do Okrągłej Sali zobaczyliśmy mnóstwo drzwi. Szukaliśmy odpowiedniej sali wchodząc po kolei do każdego z pomieszczeń. Gdy znaleźliśmy się ponownie w Głównej Sali nie wytrzymałam i powiedziałam zirytowanym głosem: - ...Chcemy się dostać do Sali Przepowiedni. - drzwi po naszej prawej stronie otworzyły się. Wszyscy tam weszli.
- Skąd wiedziałaś jak znaleźć odpowiednią salę? - spytała Ginny. W odpowiedzi tylko uśmiechnęłam się tajemniczo. Gdy znaleźliśmy się w wyżej wymienionej Sali było tu ciemno, więc jednocześnie wypowiedzieliśmy to samo Zaklęcie Świetlne:
- Lumos. - Nie zwracając uwagi na innych, przyspieszyłam kroku i poszłam prosto przed siebie. Zatrzymałam się przy rzędzie numer 95. Reszta dopiero po chwili do mnie dołączyli.
- Ala, co się dzieje? - spytała Hermiona. W odpowiedzi pokazałam na jedną z kulek na regale. Wszyscy spojrzeli na nią. Było tam napisane:
Lord Voldemort
&
Harry Potter
&
Harry Potter
Data była sprzed 16 lat. Od roku miałam wrażliwszy słuch i wzrok niż inni. Usłyszałam czyjeś kroki zanim inni to zobaczyli. Podniosłam gwałtownie głowę i rozejrzałam się. W oddali po drugiej stronie pomieszczenia zobaczyłam Śmierciożerców skradających się ku nam z wyciągniętymi różdżkami.
- Na waszym miejscu wyjęłabym różdżki. - powiedziałam cicho sama wyjąwszy swoją celując przed siebie. W oddali zobaczyłam Bellatriks Lastringe i Lucjusza Malfoy'a. Z każdej strony szli Śmierciożercy. Okrążali nas.
- Dlaczego? - spytał Neville. Zerknęłam na przyjaciół i nagle zauważyłam kulkę w ręku Harry'ego. Ocierał ją rękawem.
- Oż, w mordę! Harry! Odłóż to! - zawołałam na całą salę. Harry spojrzał najpierw na mnie, a potem na kulkę i z powrotem.
- Dlaczego? - spytał głupio.
- Dlatego, że Voldemortowi właśnie na tym zależy!... - zawołałam, a echo rozbrzmiało po Sali Przepowiedni - ...To właśnie ta broń, o której mówił ci Syriusz! Broń jak cię zniszczyć! Jest to przepowiednia dotycząca ciebie i Voldemorta! To przez nią twoi rodzice nie żyją! - zawołałam zapominając kompletnie, że są tu jeszcze jakieś osoby oraz to, że Voldemort nas podsłuchuje. Mało tego mówiłam dość głośno. Dopiero, gdy usłyszeliśmy śmiech i głos Belli zrobiło mi się sucho w gardle:
- No, no. Panna Medium wie jakie jest przeznaczenie Czarnego Pana i Pottera. To go ucieszy... - te słowa wypowiedziała Bella. Zamarłam. Z przerażeniem odwróciłam się i spojrzałam na nią.
- Skoro pan Potter już wie, co, to za przepowiednia to niech nam ją odda. - oznajmił Malfoy z drugiej strony. Zmrużyłam oczy z frustracji i wycelowałam w niego różdżkę. Reszta zrobiła to samo celując w innych Śmierciożerców.
- Wal się! Nie damy ci jej!... - warknęłam, po czym zawołałam: - ...TERAZ!
- Drętwota! - siedem zaklęć poleciało ku ciemnym postaciom. Niektórzy je odbili, ale kilku zostało oszołomionych. Korzystając z okazji zwialiśmy w kierunku drzwi wyjściowych.
~~*~~
Jednak było trudno uciec tym gnidom. Minęło jakieś dziesięć minut zanim dotarliśmy do wyjścia. Byliśmy w Okrągłej Sali. Weszliśmy do jednej z sal. Jeden rzut oka i wiedziałam co tam zobaczymy. Była to Sala Śmierci. W środku byliśmy tylko we trójkę. Ja, Ginny i Ron.
- O, nie... - wydyszałam rozglądając się po sali z przerażeniem.
- Hej, słuchajcie. - szepnęła Ginny. Wszyscy przyłożyliśmy uszy do drzwi nasłuchując.
- Są w Sali Śmierci. Stamtąd nie ma ucieczki, ale zdołamy się tam dostać przez inne wejścia. Zabijcie wszystkich z wyjątkiem Pottera i Panny Medium... - zawołał Malfoy. - ...Czarny Pan ma wobec nich zamiary. - oświadczył Malfoy.
- Zamiary?... - spytała cicho Ginny - ...Jakie zamiary? - szepnęła.
- Wiem, co on ma na myśli. Chyba. - wyszeptałam.
- A co ma na myśli? I kto? - spytał Ron.
- Voldemort chce odebrać Harry'emu przepowiednię, bo ponad 15 lat temu nie usłyszał jej całej. Mnie, jako coś w rodzaju medium chce mieć przy sobie, bym mu mówiła, co się wydarzy. Jeśli mu będę mówić będzie wtedy przygotowany na pierwszą bitwę, która odbędzie się za rok oraz drugą, która będzie za dwa lata. Nie będziemy mogli wtedy wygrać, ale wiem, że wygramy, nawet wtedy, gdyby mnie tu nie było. - wyjaśniłam.
- Więc, co robimy? - spytał Ron.
- Przede wszystkim musimy się stąd wydostać... - odparłam. Rozejrzałam się. Było tu wiele drzwi... - ...Chociaż z drugiej strony zostańmy. - dodałam
- Dlaczego? - spytała Ginny. Westchnęłam.
- To tu zginie Syriusz... - szepnęłam. Oboje gapili się na mnie jak na kosmitkę, ale nic nie powiedzieli. Nie patrząc na nich dodałam. - ...Nikomu ani słowa dopóki to nie nastąpi, dobrze? - poprosiłam. Oboje kiwnęli głowami.
Czekaliśmy w ciszy kilka minut, aż w końcu do sali wbiegli Luna z Neville'em, a po paru chwilach Hermiona z Harrym. Niedługo potem usłyszałam ruszanie się klamki w drzwiach naprzeciw Sali. Wszyscy cofaliśmy się w kierunku łuku pośrodku Sali z wyciągniętymi różdżkami przed siebie. Dopiero, gdy poczułam, że coś wbija mi się w plecy, zdałam sobie sprawę, że jesteśmy w pułapce. Przybyli Śmierciożercy. - "Cholera!..." - zaklęłam w myślach.
- Nie ruszaj się, dziewucho i dawaj różdżkę! - warknął ktoś przy moim uchu. Lekko się trzęsąc dałam mu swoją różdżkę i wyciągnęłam ręce do góry. Spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam pana Malfoy'a rozmawiającego z Harrym, który wciąż trzymał w ręku kulkę z przepowiednią. Modliłam się w duchu, by nie dawał jej Lucjuszowi. Gdy tak patrzyłam na tą dwójkę przypominałam sobie, co się potem wydarzy. Zaraz po tym, gdy Harry dał mężczyźnie przepowiednię otworzyły się drzwi po przeciwnej stronie. Odetchnęłam z ulgą. Śmierciożerca, który stał przed chwilą za mną zwiał i zaczął walczyć, z którymś przybyłych z Zakonu. Schowałam się jak inni moi przyjaciele. Czekałam na moment, gdy Syriusz będzie walczył z Bellatrix.
Nie wiedziałam ile minęło czasu, gdy Harry krzyknął z rozpaczą, a Remus wołał do niego, że już nie może mu pomóc. Obaj stali przed kamiennym łukiem. To był ten moment. Pobiegłam ile sił w nogach za Harrym nie zwracając uwagi na innych. Miałam na oku tylko sylwetkę Harry'ego, który biegł za Bellą ku wyjściu. Po paru chwilach znalazłam ich oboje w Atrium. - "...Szlag!..." - zaklęłam znowu w myślach. Schowałam się przy kominkach rzucając w między czasie na siebie Zaklęcie Kameleona. Obserwowałam wszystko z boku. Bałam się cholernie o Harry'ego i w zasadzie nie wiedziałam co robić. Obserwowałam walkę między Harrym a Bellą z zapartym tchem. W pewnym momencie zobaczyłam Voldemorta jak skrada się ku Potterowi. Przełknęłam głośno ślinę ze strachu. Serce waliło mi jak oszalałe, gdy tak szedł ku Harry'emu. Nawet stąd widziałam jego czerwone oczy i brak nosa Voldemorta, a blada twarz Harry'ego była równie widoczna, gdy usłyszał jego zimny głos:
- Tak myślisz, Potter? - nie mogłam się mieszać do tego wszystkiego, ale wciąż mnie zastanawiało czemu Voldemort chce mieć mnie u siebie? Mogłam się tylko domyśleć, żebym mu mówiła o przyszłości. Będąc w takim zamyśleniu nie zauważyłam po chwili toczącej się walki dwóch najpotężniejszych czarodziejów, dopóki Harry nie pojawił się koło mnie pchnięty przez profesora. Upewniwszy się, że Dumbledore i Voldemort są sobą zajęci podeszłam szybko do Harry'ego. Wzięłam go za rękę i pociągnęłam go ku kominkom. Zrzuciłam z siebie zaklęcie ujawniając się.
- Alina? Co...? - nie dokończył, bo zakryłam mu usta ręką szepcząc:
- Cicho bądź, Harry... - szepnęłam obserwując walkę nie dopuszczając go do walczących. Walka trwała przez kilka minut aż w końcu Voldemort zniknął. - "...Teraz!" - wstałam i odeszłam kawałek. Harry spojrzał na mnie, ale nim coś powiedział krzyknął i upadł. - ...Harry!... - zawołałam uklęknąwszy przy nim. Myślałam gorączkowo. Wpadłam na pomysł. - ...Harry, jeśli mnie słyszysz to posłuchaj. Twoją bronią w opętaniu przez Voldemorta jest miłość. On jej nie rozumie, bo jej nie doświadczył za młodu. Pomyśl o osobach, których kochasz. O Ronie, Hermionie, rodzicach, Syriuszu. Spróbuj, Harry, a ci się uda go wypędzić... - poradziłam mu z lękiem na głosie. Przez kilka chwil nic się nie działo, aż w końcu Voldemort wyszedł z jego ciała i nagle-niespodziewanie... chwycił mnie za ramię. Jęknęłam. - ...Puszczaj mnie! - zawołałam próbując się wyswobodzić. Riddle podszedł do Belli i pomógł jej wyjść spod posągu czarownicy. Chwilę potem nas nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz