niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 5 - Pierwsze lekcje i zaufanie

          Następnego dnia wstałyśmy rano. Każda z dziewczyn biła się o głowę, że chce pierwsza iść do łazienki. W końcu po pół godzinie, w zgodzie i z moją małą pomocą, wszystkie wykonałyśmy poranną toaletę.
- Jak ty to robisz? - spytała Hermiona wychodząc z łazienki.
- Nie mogę ci powiedzieć... - odpowiedziałam wychodząc. - ...Chodź, bo się spóźnimy na śniadanie. - powiedziałam tylko, a ona poszła za mną i już po chwili schodziłyśmy po schodach. Myślałam, że przywita się z Ronem i Harrym, ale nie, przywitała się z... Neville'em.
- Cześć, Neville. Chcę ci przedstawić moją siostrę Aliannę. Ala to jest...
- Neville Longbottom. Pucołowaty chłopak, który wiecznie wpada w kłopoty. Jego wuj dał mu ropuchę ze szczęścia, że Neville jest czarodziejem, a nie charłakiem. Ropucha ma na imię Teodora. Jego rodzice są w Świętym Mungu dlatego, że czwórka Śmierciożerców torturowali ich aż do obłędu. Chcieli się dowiedzieć, gdzie jest ich pan zaraz po śmierci Potterów. Od tamtego czasu opiekuje się nim babcia. - wyrecytowałam.
- Rany...! - wyrwało się im obojgu.
- Skąd ty...? - Neville nie skończył zdania, bo zeszłam ze schodów chwyciwszy Hermionę za rękę. Gdy byłyśmy na korytarzu i znalazłyśmy jakiś zaułek oparłam się o zimną ścianę oddychając jakbym przebiegła z dwadzieścia mil.
- Ala, co to było?? Skąd o nim...?
- Hermi, mówiłam ci przecież! Znam przyszłość wszystkich hogwarczyków! - wyjaśniłam jej.
- Jej! To niesamowite! - zawołała. Zakryłam jej usta.
- Ciszej, pedantko!... - syknęłam do niej rozglądając się po korytarzu. - ...Jeśli ktoś się dowie, że znam przyszłość biada zarówno mnie jak i tym co ich wydam. Gdybym powiedziała Voldemortowi co się stanie z jego dziennikiem lub choćby, że ma wiernego sługę, który jest więziony przez własnego ojca w domu pod klątwą Imperiusa albo, że między nim a Harrym jest więź to biada co by się wydarzyło potem! - warknęłam. Patrzyłam na nią jednocześnie z przerażeniem jak i z irytacją. Hermiona wzięła delikatnie moją rękę i odsunęła od swoich ust.
- To co możemy zrobić? - spytała patrząc w moje niebieskie oczy.
- Musisz mnie powstrzymywać od mówienia komukolwiek tych rzeczy, ale tylko nie których. W nocy rzuciłam specjalne zaklęcie, o którym nie masz pojęcia i nie umiałabyś w ogóle rzucić a tym bardziej opanować. Musiałam to zrobić, bo wiem, że dotrzymasz tajemnicy. Tobie mogę powiedzieć prawie wszystko. Rozumiesz? - spytałam.
- Tak. Chodźmy na śniadanie. - tym razem to ona wzięła mnie za rękę i pociągnęła do Wielkiej Sali.

~~*~~

          Pierwsze lekcje minęły spokojnie. Harry i Ron spóźnili na Transmutację, co było do przewidzenia.
- Gdzie oni są? - spytała cicho Hermiona.
- Kto? - spytałam.
- No, Ron i Harry, a kto. - odpowiedziała moja siostra.
- Nie mogą znaleźć sali... - zaśmiałam się i pisałam dalej coś na pergaminie. Nagle do sali wpadli (do słownie) Harry i Ron. Naturalnie dostali ochrzan od profesor McGonagall, że się spóźnili. Nachyliłam się do Hermiony. - ...Jakbym widziała Jamesa Pottera i jego kumpla Syriusza Blacka... - zaśmiałam się. - ...Też byli takimi nicponiami. Wiecznie się spóźniali, gdyż poprzedniej nocy z Remusem Lupinem chadzali sobie w nocy. - dodałam.
Kolejne lekcje mijały dni...
          Nastała pierwsza lekcja eliksirów. Horror (według Harry'ego). Tutaj trzeba było trzymać język za zębami. Zanim jednak nauczyciel przyszedł zamieniłam kilka słów z Hermioną:
- Mówię ci, jego peleryna jest jak skrzydła nietoperza. Minę ma straszną, kamienną, a oczy jak dwa czarne tunele, ale w głębi serca są uczucia. W Harrym widzi zarówno Jamesa jak i Lily. Harry ma twarz jego ojca, ale oczy ma po matce i jej charakter. Uważam, że Snape powinien poznać serce, a nie twarz. - oświadczyłam. Miałam coś jeszcze powiedzieć, ale nagle walnęły drzwi, co oznaczało, że przybył Mistrz Eliksirów. Mężczyzna najpierw przemówił swym cichym, ale wyraźnym głosem, a potem przepytał Harry'ego o trzy rzeczy. Jak było do przewidzenia Harry nie wiedział, a Hermiona tak. Ja się nie wtrącałam tylko zapisywałam odpowiednie rzeczy.

~~*~~

        Od tego dnia minęły dwa tygodnie. Podano na tablicy ogłoszeniowej, że będą lekcje latania dla pierwszorocznych. Na nieszczęście, jak to powiedział Ron, mieli mieć je ze Ślizgonami. Gdy przybyłam z Hermioną na murawę byli tam już inni uczniowie z innych domów w tym Hanna Abbott i kilku innych Puchonów, paru Krukonów, kilku Ślizgonów no i nasi Gryfoni. Gdy przybyła nauczycielka latania pani Hooch wszystkich ustawiła w równym rzędzie.
- Witajcie, uczniowie!
- Dzień dobry, pani Hooch! - zawołali zgodnie.
- Witam na pierwszej lekcji latania. Na co wy czekacie? Szybko stańcie po lewej stronie miotły, wyciągnijcie rękę nad miotłą i zawołajcie: "do mnie!"... - oznajmiła. Uczniowie wykonali jej polecenia. Dziwnym trafem mnie się udało. Miotła trafiła do mojej ręki. Rozglądając się dookoła zauważyłam, że tylko po niektórym się udało. Draconowi, Harry'emu i kilku innym. Gdy już w końcu wszyscy mieli w ręku miotłę nauczycielka się odezwała: - ...Gdy chwycie miotłę macie na nią wsiąść. Trzymajcie mocno, chyba, że chcecie zlecieć. Odepchniecie się mocno od ziemi, pochylcie się nad trzcinnikiem i opadnijcie łagodnie na ziemie. Miotły trzymać równo i obiema rękoma... - wyjaśniała im. - ...Na mój gwizdek... Trzy... dwa... - tu zagwizdała, ale w momencie sygnału miotła Neville'a uniosła się sama i poleciała w górę.
- O nie... - szepnęłam.
- Alina, zrób coś. - jęknęła mi w ucho Hermiona.
- Em... Ekhm... wybacz, Hermi, ale w tym przypadku nie mogę. Neville sam musi, nie których rzeczy doświadczyć... - oświadczyłam widząc jak zahacza o jakiś posąg. Po chwili spada zahaczając o pochodnię. Moment później spada na ziemię. - ...Nic mu nie będzie. - powiedziałam, gdy Hermiona wykrzyknęła jego imię. Pani Hooch podbiegła do chłopca i sprawdziła jego stan. Zacmokała i powiedziała:
- Złamany nadgarstek... - oświadczyła. - ...Do Skrzydła Szpitalnego. A teraz słuchajcie, jeśli kogoś zobaczę na miotle wyleci z Hogwartu zanim zdąży powiedzieć: "quidditch". - powiedziała ostrzegawczo i weszła do zamku.
- Widzieliście go? Gdyby tego tłuścioch tego nie zapomniał pamiętałby żeby lądować na tyłku. - mówił Malfoy biorąc do ręki niezapominajkę Neville'a.
- Oddawaj to, Malfoy! - zawołał Harry.
- Bo co? Niech sobie Neville znajdzie... - wskoczył na miotłę i okrążył ich, po czym dodał: - ...Może na dachu? - i uniósł się na kilkanaście stóp. Harry sprowokowany przez blondyna wskoczył na miotłę.
- Harry, nie możemy. Pani Hooch nam zabroniła, poza tym nie masz pojęcia jak się lata! - próbowała mu przemówić do rozsądku Hermiona. Jednak zielonooki uniósł się w górę i unosił się teraz tuż przed Malfoy'em. Nikt nie słyszał co tam się dzieje, ale ja wiedziałam o czym rozmawiają. W pewnym momencie Malfoy rzucił przypominajkę prosto ku oknie McGonagall.
- On się rozbije! - jęknęła Hermiona.
- Wcale nie. Teraz patrz jak rodzi się najmłodszy Szukający w tym stuleciu. - szepnęłam do Hermiony. Wszyscy pierwszoroczni na murawie przyglądali się wyczynowi Pottera. Po chwili Harry miał już kulkę w ręku i zniżał się w dół. Gdy był już na trawie wszyscy pobiegli ku niemu chcąc go wyściskać, a szczególnie Gryfoni.
- To było coś niesamowitego!
- Gratuluję ci, Harry! - wołali jedno przez drugie. Nagle rozległ się głos nauczycielki Transmutacji:
- Harry Potter!... - zawołała. Ten spojrzał na nią. - ...Za mną! - więc poszli.
         Tymczasem ja wraz Hermioną poszłyśmy do Pokoju Wspólnego i usiadłyśmy w kącie.
- I co teraz będzie z Harrym? - spytała. Pokręciłam głową.
- Nie martw się. Pamiętasz co ci mówiłam, gdy Harry łapał przypominajkę? - spytałam.
- Mówiłaś: "Teraz patrz jak rodzi się najmłodszy Szukający w tym stuleciu." - wyrecytowała.
- No i? - spytałam chcąc by sama do tego doszła. Chwilę myślała aż zawołała:
- To by znaczyło, że Harry znajdzie się w drużynie Gryffindoru i będzie najmłodszym zawodnikiem w tym stuleciu?! - pisnęła.
- Zgadza się... - odparłam z uśmiechem. - ...Chodź na obiad. Pewnie chłopaki tam są... - powiedziałam wiedząc doskonale, że będzie tam też i Draco ze swoimi "gorylami" chcąc znowu sprowokować Harry'ego. Tak więc poszłyśmy obie do Wielkiej Sali, było jednak trochę za późno, gdyż był tam już Draco z Crabbe'm i Goyle'em. Stali tuż przy naszych Gryfonach. - ...No nie... - szepnęłam i już miała iść, gdy Hermiona mnie powstrzymała.
- Nie możesz tam iść. Powiedziałaś, że każdy ma sam doświadczyć, niektórych rzeczy. - wyszeptała.
- Och, no tak... Ale dziś Harry i Ron pójdą na pojedynek do sali trofeów, by się pojedynkować z Malfoy'em. Malfoy z pewnością ostrzeże Filcha, że coś ma się tam stać. Muszę tam iść i ich ostrzec!... - postanowiłam i poszłam wyrywając się Hermionie, gdy tylko zauważyłam, że Draco sobie poszedł. - ...Hej, chłopaki muszę z wami pogadać. - zaczęłam.
- A o czym? - spytał Ron.
- Chodzi oto co wam przed chwilą mówił Malfoy. Macie się z nim spotkać w sali trofeów dziś o północy, prawda?... - spytałam. Obaj chłopcy spojrzeli po sobie zaskoczeni. - ...Nie czas na wyjaśnienia "skąd to wiem" ważne jest to, że Malfoy powiadomi Filcha o tym wypadzie. Nie będzie chciał się z tobą pojedynkować, Harry. Jednak... - tu ściszyłam głos. - ...jeśli dziś we trójkę wyjdziecie i pójdziecie na trzecie piętro dowiedziecie się kto pilnuje paczuszki, która była ukrywana przez jakiś czas w Gringocie w skrytce nr 713. Tam przez najbliższy rok Dumbledore oraz nauczyciele będą was uczyć jak przejść przez przeszkody chroniące ową paczuszkę. Wystarczy znać te przeszkody i po kłopocie. - oznajmiłam.
- Ale skąd ty to wiesz? - spytał Harry.
- Nie mogę wam jeszcze tego powiedzieć. Musicie mi najpierw zaufać, a jeśli ja wam zaufam to może wam kiedyś powiem. - odparłam i odeszłam.